byle nie do kiedykolwiek
w inercyjnym przemarszu
zieleni i kolorytów
teraz dziwnie poszroniałym
szukamy się bez słów
tyłem do siebie
podobno widać więcej
przed chłodem poranków
aż do letniej burzy
pełnej czerwca i harmonii
osłaniamy dotyk wzrok słuch
urażona duma
niech spłonie wstydem
może o kalendarz dalej
dookoła tej samej kałuży
nie będziemy brodzić
osobnymi ścieżkami
wychylę się pierwsza
ze swojej skorupy
autor
owca7
Dodano: 2007-05-02 09:44:19
Ten wiersz przeczytano 578 razy
Oddanych głosów: 28
Aby zagłosować zaloguj się w serwisie
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.