w Centrum Onkologii
Nie ma już ratunku ani żadnej siły,
i już nie uwierzę, że sen bywa jawą.
kiedy w żywym ciele tak jak po orbicie
krąży z chemią limfa, wzrok słaby,
wynik z diagnozami nie skłamie.
Jest kaplica niżej, jeżeli ktoś uwierzy,
w końcu korytarza wywożą już zwłoki,
a ja kątem oka też po tamtej stronie
nie mogę znaleźć klucza do wieczności,
i klnę na ślusarza aby się pośpieszył.
Są wokół lekarze i słynni profesorzy,
palące kroplówki wypalają żyły.
Gdybym wyżej podniosła opadła powiekę
pozwoliła Słońcu rozszerzyć źrenicę,
dostałabym różę od czerniaka cwaniaka.
A tak myślę sobie żeby się odwrócić,
niby okna lufcik mały a jednak jest
duży
i wywiać z oddziału nawet bez ubrania,
świat za mną ja za nim ucieknę do życia.
J.G
Komentarze (19)
re; kochani treść wiersza nie odnosi się do mojego
prywatnego życia, peelka jest osobą fikcyjną
literacko.
Schodziłem tam ścieżki wszerz i wzdłuż,
wola silna wygrała, śmieję się i już.
Gdyby nawet mi przyszło niedługo zapłakać,
spojrzę Mu chciwie w oczy...bierz nieboraka.
Pozdrawiam Jadziu.
Życzę powrotu do zdrowia.
dramatyczna walka o życie- współczuję i życzę dużo
siły!