Wiersze SERWIS MIŁOŚNIKÓW POEZJI GRUPA AUTORÓW BEJ

logowanie
Zaloguj
Nie pamiętasz hasła?
Szukaj

Charon R 16 i 17

Podróż w poszukiwaniu Ewy II R.16

Charon nie miał trudności z odnalezieniem pojazdu, pamięć miał bowiem fenomenalną, liść od liścia umiał rozróżnić tak jak jedną stertę chrustu od drugiej. Wygrzebał więc z tej właściwej swój pojazd dobrze przestarzały, który nad podziw sprawował się bez zastrzeżeń. Uruchomił miotłę i ruszył w nieznane, w poszukiwaniu Ewy, bo od powodzenia wyprawy o mocno wątpliwej szansie, zależała jego sława w całej galaktyce. Pomyślał, że warto spróbować, ale najpierw należałoby zajrzeć do hoteliku, by uzupełnić paliwo pozwalające myśleć z optymizmem, czyli zamierzał z lodówki zabrać zmrożoną wódeczkę.
Miotła posłusznie wzbiła się pod chmurki, a on tymczasem rozmyślał o tym, co go dotychczas spotkało, nie widział więc jakie krajobrazy mijał. Zastanowiło go pożegnanie z niezwykłą postacią, którą dopiero co poznał i dlaczego rozstał się z nim, mówiąc do widzenia, a nie żegnaj sympatyczny panie.
Po chwili medytacji, uśmiechnął się do siebie, bo nie miał do kogo i wziął ten uśmiech jako dobrą wróżbę. Miotła zaś nie sterowana przez Charona szybowała według swego widzi mi się. Charon nawet nie zauważył, że lecąc dość nisko nad ziemią, nagle miotła zaczęła chybotać niebezpiecznie, o coś zahaczyła. Charon natychmiast pomyślał o brzozie stalowej pod Smoleńskiem i już wyobraził sobie bohaterski koniec swego żywota jak pewien prezydent, choć o pochówku na Wawelu raczej nie pomyślał. Dopiero po chwili zorientował się, że nic mu nie groziło, wszak jest nieśmiertelny. Co najwyżej parę guzów by zarobił. Póki co, miotła się nie rozpadła na drobne kawałki i jakoś dryfowała tuż nad ziemią. Spojrzał za siebie, by sprawdzić o co zaczepił jego pojazd. Zobaczył ogromne dwie ręce rozpostarte, pomyślał wędkarz jakiś pokazuje jaką rybę złowił. Ponieważ miotła zachowała jaką taką stateczność, wziął dalszy swój los w swoje ręce, przejął stery we władanie. Postanowił dla spokojności wylądować gdzie tylko popadnie. Nie było to trudne zadanie, bo miotła byle gdzie potrafiła wylądować, czasem staroć przewyższa nowoczesne wynalazki, stwierdził z ulgą Charon i bezpiecznie na małej łączce swój pojazd usadowił. Rozprostował zastane przez podróż kości i zaczął się z ciekawością rozglądać po okolicy. Najpierw zobaczył wzgórze a na nim wielką budowlę z krzyżem na szczycie, ani chybi to jakaś świątynia dyrektora z prawej budowli, pomyślał Charon i się nie pomylił. Świątynia otoczona murem, to ani chybi Częstochowa, którą podobno przeor wraz z Kmicicem od Szwedów obronił.
Rozglądał się Charon dalej po okolicy, trochę na prawo spojrzał i zobaczył te rozpostarte ręce, zaś cała postać miała co najmniej kilkanaście metrów wysokości. I ta postać, nie wiedzieć dlaczego bardziej Charona zainteresowała, niż sama świątynia. W tę więc stronę skierował swe kroki. Przemierzył kilkaset metrów i stanął przy niepozornej furtce, na której widniała tabliczka oznajmująca, że za nią znajduje się muzeum miniatur sakralnych. Pchnął furtkę, nie stawiała oporów i Charon wszedł na teren muzeum. I rzeczywiście, po paru krokach znalazł się w samym środku miniaturowych świątyń z całego chrześcijańskiego świata. Wszystkie te miniaturki wiernie przedstawiały, te prawdziwe, które oglądał w laptopie. Długo chodził między miniaturami, aż natknął się na miniaturkę grobu Zbawiciela, nie większego od pudełka od butów.
Zamyślił się Charon, ale nie dlatego, że jak pamiętał w tamtych czasach wszelkie przedmioty z plastiku uformowane, oznaczały obciach lub tandetę zwykłą, wielkość tej postaci w muzeum miniatur go zastanowiła. Wszystkie modele najsławniejszych świątyń czy sanktuariów prawie w kieszeni można by zmieścić, a tu miniatura na kilkanaście metrów wysoka. Wstał Charon, trochę z wysiłkiem, ale musiał i podszedł do miniaturki grobu Zbawiciela i pytał sam siebie, bo do nikogo nie mógł skierować pytania, jak to oni, czyli polscy katolicy, potraktowali Zbawiciela, niemalże króla , a jak jego któregoś z kolei urzędnika. Kto w tym byłym kraju, był ważniejszy, a raczej powinien być ważniejszy. Nie potrafił sam sobie odpowiedzieć, więc tylko mruknął do siebie, że dziwny to był kraj i zastanawiał się czy wierzący, czy raczej bałwochwalczy.
Zrezygnowany i zniechęcony swymi rozmyślaniami, które mu nic nie wyjaśniły, wrócił do swojej miotły, napił się jeszcze z bukłaczka, zapuścił napęd i ruszył w dalszą drogę.



Płonne nadzieje R.17


Dość długo szybował ponad lasami gdzie beztrosko baraszkowały czy posilały się różne zwierzęta, ani śladu agresji, nikt nikogo nie zżerał, żaden zwierzak nie uciekał przed innym zwierzakiem, dla tych istot, których koniec świata nie obowiązywał, nastał istny raj na ziemi. Charon obserwował to zjawisko, przed końcem świata zupełnie nieznane ale czym innym jego umysł był zajęty. Jakoś nie wiedzieć czemu polubił ten kraj, który za chwilę opuści, a stanie się to niebawem, bo już granica na horyzoncie widniała. Więc na pożegnanie, przekręcił się na miotle, nawet ryzykując, że może spaść między te drzewa, które pod jego pojazdem przesuwały się w przeciwnym kierunku. Odwrócił się, by spojrzeć jeszcze raz na ten kraj, ale z goryczą się zastanawiał, dlaczego mając w swoim czasie bohatera, którego cały świat szanował, nazwano go jakimś podłym Bolkiem i dlaczego raz parocentymentrowa figurka jest miniaturą, innym razem czternastometrowy pomnik też jest miniaturą. Albo jakby z ostatniej chwili, dwóch sławnych mężów, którzy niemal świat odmienili, teraz o to kto był lepszy, żrą się jak dwa głodne psy na małym podwórku o kość ostatnią. W międzyczasie miotła przekroczyła granicę, na szczęście ominęła Świebodzin, tym samym Charon uniknął zderzenia z następnymi rozpostartymi ramionami.
Ze swoistego letargu wybudził Charona nietypowy widok,
Oto,wśród tej radosnej zieleni zobaczył pokryty czerwoną dachówką obiekt, który mu swój hotelik przypominał, tyle, że znacznie większy, a przed nim basen, w którego toni, błękit nieba się przeglądał. Spokojną wodę zakłócała jakaś smukła postać pływająca raz w tę, raz w przeciwną stronę. Płynęła na wznak, więc szybko płeć poznał i niemal krzyknął, że wreszcie znalazł wymarzoną Ewę. Jego plany stworzenia świata jakby nabrały konkretnych więc kształtów. Zwolnił lot miotły, bo chciał zebrać wszystkie myśli, które mu omal głowy nie rozłupały na dwie części. Mimochodem jakby, przez głowę przeleciała mu i nie na temat, myśl, że przy likwidacji świata, panowie z obu budowli, nieźle zabałaganili, a on Charon odkrył już dwa bałagany, biedak nie wiedział co go niebawem spotka jeszcze. Jak już trochę ochłonął i to nie z powodu tego, co wielu by sobie pomyślało, zaczął szukać dogodnego lądowiska i stanął by na ziemi lada moment, gdyby nie następny niecodzienny widok, z ukrytej w głębokim cieniu trampoliny w kierunku błękitnej wody następna Ewa zmierzała. Woda w którą wpadła ta gracja, co do tego nie miał wątpliwości, rozbryzgała się na miliony kropelek, więc ją na parę sekund stracił z oczu. Ale za chwilę, gracja odbiwszy się od dna niebieskiego wypłynęła na powierzchnię i kraulem płynąc zmierzała do tej pierwszej gracji. Tańce w wodzie rozpoczęły, to dla Charona nie była nowina. Lubił tę olimpijską konkurencję zwaną wtedy pływaniem synchronicznym. Więc w zachwycie patrzył jak oprócz dwóch gracji woda również tańczyła. A one, nawet bez muzyki wykonywały znane mu już figury, tylko, że coraz bardziej zbliżały się do siebie. Ze zdumieniem patrzył na te konfiguracje, bo jak zanotował sobie w oszołomionej głowinie, wtedy nawet freestyle (czyli program dowolny) takich figur nie przewidywał.
Patrząc, nie przewidywał, że ten widok bardzo mu pokrzyżuje plany.
Po chwili, zawstydził się nieco, a nie chciał wchodzić w buty pewnego posła Najjaśniejszej Rzeczpospolitej, który by „chętnie popatrzył”, nie chciał też, naśladować starców z dawnego obrazu, którzy zza krzaków podglądali kąpiące się gracje.
Postanowił, że by je przestraszyć, nisko nad basenem i z szumem przeleci, a potem wyląduje na brzegu basenu. Co będzie dalej, myślał intensywnie i postawił na improwizację.
Kunsztowny plan Charona, na szczęście nie spalił na panewce. Gracje, kiedyś pewnie widziały różne latające machiny, ale postaci na miotle lecącej tuż nad wodą?
W popłochu wyskoczyły z wody i leżące na leżakach kąpielowe szlafroki na gołe ciała nałożyły.
Dosyć przestraszone, czekały co będzie i dla spokojności coś sączyły ze szklaneczek.
Charon, jak postanowił, tak zrobił, znalazł odpowiednie podejście do lądowania i po chwili stanął na brzegu basenu, do gracji dzieliło go gdzieś dwadzieścia metrów. Szedł powoli, by zyskać na czasie, no i patrzył na opatulone szlafrokami gracje. Cóż to za tkanina, jakby ją marny pająk utkał. Dawniej najlepsze sery miały więcej dziur niż sera, tak było i w tym przypadku.
Dalej nie miał nijakiej koncepcji, ale mimo woli mruknął do siebie, mniej więcej tak: kurwa w jakim języku zagadnąć, widać za głośno mruknął, bo usłyszał: mów w języku w jakim klniesz, gdy podniósł głowę, zobaczył promienny uśmiech jednej i drugiej gracji. Pomyślał, że lody pękły i natychmiast jego umysł odzyskał normalną sprawność, zwolnił kroku by mieć czas na opracowanie strategii, a tylko kilka metrów dzieliło go od leżaków zajętych przez te gracje. Musiał więc myśleć błyskawicznie: jest nas dwóch, bo do swego planu włączył również ową postać, którą poznał wcześniej, tę która jak mówiła, ma pełną siłę w lędźwiach. Ja, mówił Charon do siebie, na tych sprawach się nie znam, ale zdolny jestem więc się od postaci szybko nauczę.
Postanowił, że będzie grał w otwarte karty, usiadł na brzegu basenu, bo trzeciego leżaka nie było i rozpoczął snuć swoją opowieść, kim jest i co się stało w nieodległym byłym czasie. Powiedział też o swoim bardzo zuchwałym planie.

Gracje jak zauważył, chłonęły jego opowieść z otwartymi ustami i przy tym błyskały śnieżnobiałymi zębami.
Jednak gdy dotarł do spraw które zaplanował, gracje jakby zamknęły się w sobie.
Z razu nie docenił tego, żeby nie powiedzieć, że zmianę nastroju zbagatelizował.
Poprosił więc grzecznie, by opowiedziały swoją historię.
Nie zauważył Charon, by się zbyt przejęły tym końcem świata, stwierdziły i nie bez słuszności, że jak ktoś nie zgasił odpowiedniej świecy, to ich bonus, tak jak na promocji, są więc nieśmiertelne, żyje im się dobrze, ząb czasu też nie ma na nie wpływu.
Potem zaczęły opowiadać o sobie.
To jakieś fatum, bo też pochodziły z Polski, jedna była tancerką, druga klub fitness prowadziła. Żyło im się nieźle gdyż te zawody były modne, dawały niezły grosz i popularność niemałą. Poznały się na jakimś celebryckim spotkaniu. I tak od imprezy do imprezy spotkania się mnożyły, gdy nastał kryzys ekonomiczny postanowiły połączyć siły i dla oszczędności wynajęły apartament gdzie razem zamieszkały. To był z razu kumpelski układ, lubiły się owszem ale nic poza tym. Do czasu jednak, bo z wolna jakby podstępem, chemia jakaś zaczęła się skradać.
Dwie sypialnie zmieniły na jedną, zaczęły liczyć na legalizację tzw. związków partnerskich. To zaś nad Wisłą szło bardzo opornie, doszły więc do wniosku, że dopóty, dopóki krajem rządzą ludzie pokroju Terlikowskiego, Gowina i tym podobnych osobników, którzy wspierają wszechwładny episkopat, nic tu po nas.
Gdy to dotarło do Charona, słuchał bo słuchał, ale już raczej wiedział, że jego plany w ruinę popadają. Z drugiej strony, opowieść go dość intrygowała, więc z bólem serca ale i z ciekawością słuchał dalej.
Postanowiły więc opuścić ojczyznę, trafiły do południowej Francji, bo to naród który jako jeden z pierwszych ustanowił prawo gracjom odpowiadający. Tam znalazły pracę, najpierw na zmywaku, ale zrobiły należyty użytek ze swej urody i talentów, bo wkrótce znalazły pracę w tym hotelu ekskluzywnym, w którym do dziś przebywają.
Dalej mówiły, że mimo, że wszyscy gdzieś zniknęli one się mają dobrze, hotel ma energię płynącą z baterii słonecznych, tyle tylko, że musiały przejść na wegetarianizm. A jak im się żyje, świadczą o tym splecione w czasie opowieści ręce.
Charon to widział i wzruszył się wielce, choć nie dał tego poznać po sobie. Odeszła go ochota do przekonywania do swoich zamierzeń, uznał, że nie można niszczyć czyjegoś szczęścia dla jego szalonych planów.
Poprosił tylko o możliwość noclegu, a jutro już go nie będzie.

autor

troilus

Dodano: 2016-11-30 12:12:56
Ten wiersz przeczytano 2521 razy
Oddanych głosów: 5
Rodzaj Bez rymów Klimat Refleksyjny Tematyka Świat
Aby zagłosować zaloguj się w serwisie
zaloguj się aby dodać komentarz »

Komentarze (6)

Xawery Xawery

Widzę, że i u Ciebie pojawiają się jacyś frustraci.
Pełno ich w necie, szkoda sobie zawracać głowę. Pewnie
Pani poniżej oburzyła się opowieścią o 2 gracjach w
związku partnerskim ;) Nie rób sobie nic z tego. Twoja
proza jest znakomita. I zauważyłem na beju dziwną
regułę: często to, co dobre, ma mało głosów. Jest to
więc jakiś pozytywny wyznacznik;)

ŁZA 58 ŁZA 58

Przejrzałam Twoje dzieła i się normalnie uśmiechnęłam
bo wiem skąd ten wczorajszy napad na niektórych
autorów. Po prostu wartość Twoich dzieł nad którymi
siedziałeś całymi dniami został wyceniony TU UWAGA AŻ
na 4 głosy.REWELACJA. I tu Cię krew zalewa.

użytkownik usunięty użytkownik usunięty

dziwny to był kraj i zastanawiał się czy wierzący, czy
raczej bałwochwalczy.= ten fragment zatrzymuje :)

użytkownik usunięty użytkownik usunięty

dziwny to był kraj i zastanawiał się czy wierzący, czy
raczej bałwochwalczy.= ten fragment zatrzymuje :)

AMOR1988 AMOR1988

Ty to masz pomysły, świetne.

Dodaj swój wiersz

Ostatnie komentarze

Wiersze znanych

Adam Mickiewicz Franciszek Karpiński
Juliusz Słowacki Wisława Szymborska
Leopold Staff Konstanty Ildefons Gałczyński
Adam Asnyk Krzysztof Kamil Baczyński
Halina Poświatowska Jan Lechoń
Tadeusz Borowski Jan Brzechwa
Czesław Miłosz Kazimierz Przerwa-Tetmajer

więcej »

Autorzy na topie

kazap

anna

AMOR1988

Ola

aTOMash

Bella Jagódka


więcej »