Charon R. 18 i 19
Ostatnia szansa! Część pierwsza R. 18
…..........................................
......
Charon nie mógł powiedzieć, że spał dobrze,
mimo, że warunki do wypoczynku miał
wyśmienite. Łoże duże i wyścielane
najlepszym jedwabiem, podręczny barek
zaopatrzony, że palce lizać. Obok na
stoliku leżało pudełko, gdy zajrzał do
środka zobaczył kilka sztuk zawiniętych w
rulon brązowych liści, a obok instrukcja
obsługi tych nieznanych mu gadżetów.
Zastosował się do tych wskazówek i najpierw
odgryzł kawałek tych liści zasuszonych, od
tej cieńszej strony, dalej instrukcja
kazała mu wziąć między zęby, ten zwitek
liści i bardzo pachnących, drugą zaś
stronę , złotą zapalniczką podpalić. Nie
wiedząc, że tak trzeba zaczerpnął
powietrza, zobaczył żarzący się drugi
koniec tego zwitka tajemniczych liści .
Natychmiast poczuł błogość rozchodzącą się
po skołatanym przygodami ciele, chwilę
potem wypuścił stróżkę dymu błękitnego. Na
pudełku przeczytał,iż są to cygara z Kuby
pochodzące, najlepsze w minionym świecie.
Reszty przepisów instrukcji już nie czytał
ale jakby wiedziony instynktem zajrzał do
barku i sięgnął po pierwszą lepszą
butelczyną, szczęście mu dopisywało, bo w
ręku trzymał dobry koniak, tym razem
francuski. I tak dobrych kilkadziesiąt
minut, to połykał trunek wyśmienity, na
przemian z z wdychanym błękitnym dymem z
Kuby pochodzącym. Ponownie zasnął snem
sprawiedliwych, jak niegdyś mówiono. Spał
dość długo, jak mu się zdawało,
nieopatrznie na podłodze postawił najpierw
lewą nogę, co zwiastowało następne kłopoty
ale o tym nie myślał bo główka go nieźle
bolała, kac i to podwójny, raz, że mu się
plany nieźle poplątały, drugie, bo
niebieski dymek kubańskiego pochodzenia z
koniakiem połączony, którym się raczył też
zrobiły swoje. Nim się zaczął myć, zażył
niezawodny alkaprim, potem posilił się tym
co było na stole, a były to płatki owsiane
zalane mlekiem. Pomyślał, że gracje nie
dość, że nadzwyczaj zgrabne to jeszcze
uprzejme, przygotowały mu ten posiłek na
śniadanie i na pożegnanie. Spojrzał przez
okno, a tam w basenie wśród radosnych fal
gracje swój freestyle uprawiały, jakby im
mało było, tego co widział poprzednio. Co
miał biedak robić, gdy plan misterny mu tak
się posypał. Ostatnią łyżkę musli przełknął
i chyłkiem do swojej miotły podążył. Ona
miała, tę zaletę, że potrafiła
bezszelestnie unieść się w przestworza. I
połamany psychicznie Charon, nie zakłócając
radosnych igraszek gracji wzbił się i
odleciał. Przez chwilę dobrą, lotem
kierowała miotła, ale i ona miała zamęt, no
nie w głowie, bo takowej nie miała, ale
stery to raz w prawo, to w lewo kierowały
lotem, czyli do nikąd. Charon w końcu wziął
się w garść, alkaprim bowiem zrobił swoje.
Ujął w swe ręce stery i krzyknął, do domu
lecimy. Hotelik przytulny czeka, lodówka
mrozi napitki, a wystarczy zadzwonić i
zjawisko przyniesie potrawy a la carte. A
po posileniu się, spać, spać i spać
jeszcze. Tego Charonowi było potrzebne, by
sił nabrać i umysł rozjaśnić, a potem
trzeba niestety znów zacząć myśleć jak swój
plan szalony urzeczywistnić. Włączył
miotlane dopalacze i za chwil kilka
wylądował przed drzwiami hotelu. Właściwie,
to powinien oddać pojazd, bo przecież był
tylko wypożyczony, ale przeczucie mu
mówiło, że jeszcze miotła mu będzie
potrzebna do następnej podróży, choć nie
wiedział jakiej. Póki co nie zamierzał tego
problemu roztrząsać, najpierw trzeba
wypocząć, wyspać się do syta, no wcześniej
jeszcze coś przegryźć i napić się
trzeba.
Gdy tylko przestąpił próg wynajmowanego
pokoju i zobaczył przygotowane do
wypoczynku łoże, zapomniał o pełnej delicji
lodówce, zamówił jedynie catering na
śniadanie i bez mycia nawet zapadł między
kołdry i poduszki. Nic nie było na ten czas
dla niego ważniejsze.
Sen bez snów żadnych trwał długo, a Charon
chciałby go jeszcze przedłużyć, choćby w
nieskończoność, bał się bowiem problemów,
które go czekały po przebudzeniu. Głód
jednak dawał znać o sobie, musli które
podały mu gracje, były dobre i
wystarczające dla tych co dbają o dietę.
Charon do tych nie należał i o swą sylwetkę
nie dbał. Wstał i zdziwiony że zjawisko
nie dostarczyła mu zamówionego posiłku,
postanowił złożyć zażalenie w karczmie, ale
gdy tylko drzwi otworzył,o mało co potknął
by się o tacę pełną wyśmienitych przysmaków
śniadaniowych leżącą przy progu pokoju. No
tak, spałem tak głęboko, że nawet nie
słyszałem pukania do drzwi pokoiku. Kawa
była już zimna, więc ją wylał do zlewu,
zagotował wodę i do szklanki jak to w swoim
czasie nad Wisłą robiono, zalał wrzątkiem
dwie łyżki zmielonej arabiki. Wtedy
nazywali ten przysmak, kawą po turecku, lub
kawą plujką, bo fusy się między zębami
plątały.
Językiem czyścił zęby z fusów, zaś ręką
odpalił komputer i jak miał w zwyczaju na
chybił-trafił w historię świata się
zgłębił.
Ostatnia szansa,część druga.R.19
Przesuwały się w kompie różne historie z
minionego świata, jedne już mu znane, inne
już nie bardzo ale to były historie, które
go niezbyt interesowały, gdyż nie
podpowiadały jak ma realizować swój zamiar
szalony.
Aż wreszcie natrafił na dokumentalny serial
o ucieczce Żydów pod wadzą Mojżesza z ziemi
egipskiej. Uciekali oni do świata dla nich
wybranego. Dalej już nie oglądał, z
pewnością ciekawej opowieści, bo nowa idea
zagościła w głowie Charona, a dotyczyła
właśnie jego planów, które z takim uporem
chciał wcielić w życie.
Jeśli więc lud mojżeszowy potrafił uciec z
egipskiej niewoli, to może się udać
przemycić jakąś część populacji z lewej i
prawej budowli do tego wyludnionego świata,
bo nie mógł liczyć na gracje, dopiero co
poznane i tego starca co miał pełną siłę w
lędźwiach, żyjącego w puszczy i na
mokradłach,na wschód od Warszawy. Między
nimi nie będzie żadnej chemii, która by
pozwoliła zwiększyć populację i przyczynić
się do powstania nowego świata jak to sobie
wymarzył Charon.
Zdecydował, że odwiedzi przyjaciół z jednej
i drugiej budowli, może te spotkania mu coś
podpowiedzą.
Cisza złowroga go powitała gdy stanął
między jedną a drugą budowlą. Nad głow przy
samym suficie zauważył małe kamerki, czyli
założony monitoring. Ki diabeł mruknął do
siebie, co się tu dzieje, ub zdarzyło,w
którą stronę się udać, czy w lewo czy w
prawo. Wybrał lewy kierunek, to znaczy
siedzibę Szatana nie dlatego,że go bardziej
lubił, powód był bardziej prozaiczny, u
niego w karczmie można się coś napić co nie
było wodą święconą. Na moment krótki
skierował wzrok w prawą stronę ,złocone
drzwi do prawej budowli na trzy kłódki jak
zauważył były zamknięte, a przed nimi stał
chyba pełny pluton skrzydlatych
wartowników złowrogo patrzących na Charona.
Nie poczuł się najlepiej patrząc jednak
odważnie w oczy tym aniołom bo nie tak
dawno temu przecież spotykał się z
przyjazną gościną w tej budowli. Coś się
zdarzyło chyba w czasie gdy on zwiedzał
stary bezludny świat, a co się zdarzyło
miał nadzieję się wkrótce dowiedzieć.
Zapukał więc do drzwi lewej budowli, nie
bez zdziwienia bo wcześniej te drzwi były
zawsze otwarte.
Niezbyt długo czekał , po chwili już małe
diablątko z uśmiechem prosiło do środka.
Karczma była pusta to znaczy gości niewielu
przy stolikach siedziało, większość mu
raczej nieznana lub których nie
pamiętał.
Charon dostrzegł, że w samym rogu sali,
blisko toalety siedział pan Twardowski,
który z ponurą miną wpatrywał się w kufel
piwa do połowy pusty. Poznał go kiedyś
przelotnie tylko, wtedy stuknęli się
kuflami, zamienili parę zdań nic nie
znaczących. I tę znajomość,postanowił
Charon wykorzystać,by dowiedzieć się co tu
się zdarzyło podczas jego nieobecności. Gdy
Charon podszedł do stolika, pan Twardowski
wskazał mu zydel i poprosił by spoczął po
czym były mieszkaniec Księżyca udał się w
pośpiechu w stronę toalety, a Charon wnet
zrozumiał dlaczego ten szlachcic usiadł tak
blisko tego intymnego pomieszczenia. Na
stoliku jak zauważył stało już kilka kufli
po piwie i to tłumaczyło wszystko. Wygodnie
się rozsiadł, bez pozwolenia pana
Twardowskiego poczęstował się lulką, której
dymem się błogo zaciągnął i czekał aż
szlachcic wróci.
Wrócił więc pan Twardowski po krótkiej
chwili, dość chybotliwym krokiem ale nim
usiadł zamówił dla obu po kuflu wybornego
piwa.
Co się tu stało, zagadnął Charon gdy ja
wędrowałem po świecie?
Pan Twardowski nim zaczął mówić, zapalił
lulkę i parę łyków piwa przełknął, i po
chwili wreszcie parę z gęby puścił.
Pamiętasz Charonie, jak jakiś czas temu
panowie z tych budowli próbowali
zintegrować mieszkańców. Wtedy między obu
panami zakwitła zgoda i porozumienie.
Zrozumieli, iż przydział ludzi do lewej czy
prawej budowli, których ty Charonie
przewoziłeś niezbyt im się udał. Chcieli z
razu to jakoś naprawić, więc postanowili
otworzyć granicę między budowlami by każdy
mógł znaleźć swoje miejsce.
Po jakimś czasie szef prawej budowli
powiedział, dość tych eksperymentów bo
spostrzegł, że jego pastwiska niebieskie
zaczynają świecić pustkami. Jakoś wielu
wolało pozostać w tej lewej budowli.
I wcale się nie zdziwiłem, sączył swą
opowieść pan Twardowski, u nas pomijając
pomieszczenie ze smołą gorącą w której
siedzieli moi rodacy i walczyli nie o
wyzwolenie ale by wszyscy cierpieli tak
samo, życie niezbyt odbiegało od tego na
ziemi, którą musieli opuścić. Na dodatek
nikogo nie trapiła bieda, choroby czy inne
nieszczęścia. Nawet śmierć, to przekleństwo
tamtego świata ich nie dotyczyła. Nic więc
dziwnego, że ci z prawej budowli niechętnie
wracali do siebie po zwiedzeniu siedliska
Szatana. Niektórzy nawet ubiegali się o
azyl polityczny.
Widząc to, Staruszek z prawej budowli
obiecując nowe przywileje podobne do tych z
budowli stojącej na przeciwko, zdołał
przekonać wielu do powrotu i natychmiast
wypowiedział umowę o wolności
przemieszczania się.. Nastała więc kolejna
zimna wojna pomiędzy obu panami i to trwa
do dzisiaj,zakończył swą relację pan
Twardowski,jednocześnie zamawiając następne
dwa piwa.
Charon, niby słuchał ale co innego chodziło
mu po głowie.
Komentarze (7)
Odwieczny problem: to co zakazane, smakuje wyborniej.
I z tym się chętnie zgadzam :)
Pomysłowo i dowcipnie wplecione wątki współczesne :-)
Zbyszku podziwiam Cię:)
tez pracuję nad prozą, ale inny zupełnie temat
milyeno zakończwnia będą dwa. I mmnie camego
zaskoczyły.
Ciekawe jak się zakończy ta historia?
Pozdrawiam z uśmiechem :)
Bardzo fascynujące
:) Ciekawy jak każdy z dotychczasowych.