Cisza
Rozdarte strzępy złośliwie trzymające się
całości,
Na czarnym dnie najwyższego szczytu…
Pozorny sen, pozorne myśli, pozorna
chęć.
Cisza… znowu cisza, jakże donośna i
nieśmiertelna,
Znowu wygrywa, pierwsze miejsce, medale,
puchary…
Tylko o co była bitwa i z kim walkę
toczyła?
Brak litości i jej prostota wieszają
zwycięskie sztandary,
Jakby musiała oznajmić światu swoje
osiągnięcie.
Cisza…
Czy to już koniec? Bitwa przegrana, ale czy
wojna skończona?
Wyczekuję nadal na nadziei choć najsłabszą
nutę,
Czasem przez sekundy ułamek myślę że
nadchodzi…
Lecz to tylko pragnienie… marzenie… resztki
wiary…
Leże więc bezradnie ciszą związany jak
łańcuchem ze stali.
Braknie oddechu w piersi, w mięśniach siły
do walki,
Mijają dni, miesiące, lata… Cisza i czas
zawarli już dawno przymierze.
Pytanie, które razem z ciszą przyszło siać
zniszczenie:
Czy to życie darem jest od Matki i Boga czy
przekleństwem, karą?
Cisza… najdotkliwszym cierpieniem,
Plugawym paskudztwem, gnijącym latami.
Komentarze (1)
Jedni ciszę kochają, inni jest z nią smutno. Dobranoc