Cóż marzenie….
Prawdziwa ze mnie Wodniczka,
Niepoprawna romantyczka.
Marzyłam o wielkiej miłości,
O szczęściu i radości.
O mężu jak księciu z bajki,
By spełniać jego każde zachcianki.
Bym była dla niego kimś wyjątkowym,
Żeby nie rozglądał się za nikim nowym.
No i prawie tak się stało,
Bo moje serduszko kiedyś się zakochało.
On był cudowny taki wspaniały,
Przy nim świat stawał się mały.
Lecz kiedy obrączka nas połączyła,
To jego miłość się do mnie skończyła??
Był tak okrutny, zimny i podły,
I nie pomogły mi żadne modły.
Minęły dwa lata przyszła na świat
kruszynka,
Tak upragniona i wyczekiwana dziecinka.
Lecz nawet ona go nie zmieniła.
A sytuacja się pogorszyła.
Zapomniał jak się szanuje kobiety.
Ale cóż ja go kochałam niestety.
Bez słowa przepraszam mu wybaczałam.
Swój strach prze nim mu pokazałam.
Mój Książe z bajki okazał się tyranem.
Nie wzruszał się, gdy mówiłam do niego
– Kochanie.
Przed wszystkimi udawałam.
Jakie wspaniałe życie miałam?
Ale jak mogłam powiedzieć cos złego.
Jak nie umiałam żyć bez niego.
Zadawał mi ból to go fascynowało.
A moje życie bez wartości się stało.
I gdy tak w przepaść głęboko wpadałam,
Pomocną dłoń od przyjaciół dostałam.
Przez chwile się jeszcze zastanawiałam.
Lecz szanse na nowe życie tym razem
wybrałam.
A teraz jedno zadaje sobie pytanie:
Za co kochałam Ciebie mój tyranie?
....to już mineło i niech tak zostanie
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.