Wiersze SERWIS MIŁOŚNIKÓW POEZJI GRUPA AUTORÓW BEJ

logowanie
Zaloguj
Nie pamiętasz hasła?
Szukaj

Cykl powtarza się

Niebo, przykryte stalową powłoką chmur, spada na mnie, miażdży, grzebiąc na wieki wieków moje nędzne fragmenty ciała. Być może, ktoś je kiedyś przypadkowo odkryje i przebada każdy fragment w skupieniu, przykładając doń szkło powiększające, bądź okular elektronowego mikroskopu…

Roziskrzone drobinki mrozu uderzają mnie w twarz, w szeroko otwarte i załzawione oczy. Gdziekolwiek spojrzeć, tylko płaska jak stół równina z pojedynczymi, gołymi krzewami. Nie słychać niczego poza jękami smagającego mnie wichru, bowiem nie jestem w stanie wyłowić z tego odmętu nicości ― nawet swojego własnego oddechu…
Stał tu kiedyś dom. Stoi nadal i znowu go nie ma. Zrównały go z ziemią buldożery czasu. Lecz oto ― jest. Mały dom zbity ze spróchniałych desek, z murowanym, popękanym kominem i dwoma oknami w wypaczonych ramach. Pomiędzy nimi przekrzywione drzwi ― zamknięte przez wieczność. Dotykam tej ruiny pochylonej mizerii, która nie potrafi mnie już przed niczym osłonić… Jestem tuż obok, w środku i dalej ― albo ― gdzieś indziej… Doświadczam nieoczekiwanych zrywów, jak ktoś, kto jest odtwarzany na starej, celuloidowej taśmie filmowej… Czyżbym, więc był świadkiem postępującej od nowa erozji istnienia?

Siedzę na drewnianym krześle, oparty jednym łokciem o blat pustego stołu i obserwuję w pochyleniu szare deski podłogi. Następuję stopą na jedną z nich ― słychać ciche skrzypienie… Stół natomiast ― ma w niektórych miejscach otwory po sękach. ― Zatem proces degradacji trwa dalej… Analizuję formę słojów i rozmaite przebarwienia, gładząc je opuszkami palców. Czuję pod nimi nierówności, te mikroskopijne wzniesienia i doliny. Odłupuję wystającą zadrę… ― Wbija mi się nieoczekiwanie pod paznokieć, niczym cienkie i długie ostrze sztyletu… Przeszywa mnie iskra krótkiego spięcia, co zostawia po sobie rwący i rozciągnięty niemal w nieskończoność ból… Na blat stołu skapuje ciemnoczerwona kropla krwi... W padającej od okna smudze szarego dnia widać połyskujące w absolutnej ciszy cząsteczki kurzu.... ― Patrzę na to z zaciśniętymi zębami… ― Ból ― powoli ustępuje…

Materac jest wygnieciony przez podłużną, cielesną martwotę, bowiem umierałem na nim wiele razy i wiele razy umrę. Jest moim kresem istnienia i zarazem jego początkiem… Jeszcze przed chwilą leżałem, będąc nieboszczykiem, ale ― postanowiłem oszukać śmierć, próbując rozruszać sztywniejące kończyny, próchniejące kości… Nic… Patrzę w sufit, w te szare deski i w zwisającą na cienkim kablu żarówkę. Nie pamiętam, kiedy ostatnio świeciła. Pokrył ją kurz. Ja też jestem zakurzony, jak przystało na zmurszałą kłodę drewna. Falują w oknie płachty pajęczyn, ale nie czuję najmniejszego powiewu…

Gęstniejący coraz bardziej mrok zaczyna wsysać materię… Męczą mnie jakieś zniekształcone widma ludzi już dawno umarłych i widzę gwiazdę o niepokojąco wydłużonym kształcie… Rozciągnięta, jak spaghetti, wpada po okręgu do centrum doskonale czarnej otchłani… Dom trzeszczy w posadach, pożerany stopniowo przez szalejący wir… Wyrywane są ze zgrzytem rzeczy… Lecę nogami do przodu w kierunku czegoś nienazwanego, będąc już całkowicie martwym przedmiotem… Przekraczam horyzont zdarzeń bez możliwości powrotu, ściągany przez potworną grawitację… Rozbijany na pojedyncze atomy, zamieniam się ― w kosmiczny pył.

*

Słyszę narastający hałas… Jestem w jakimś ciemnym tunelu… Zaczynam czuć… Zaczynam oddychać… Krew szumi mi w żyłach… I oto ― otwiera się przede mną jakaś szczelina… Krzyczę, jak ktoś, kto jest porażony znienacka intensywnie jaskrawym światłem… Chwytają mnie szpony… Ściskają… Nie ― to nie szpony, to czyjeś ręce, które mnie kładą na czymś miękkim i poruszającym się rytmicznie w górę i w dół. Ktoś chce mi coś powiedzieć, tak ― słyszę wyraźnie czyjś szept… Jest bliżej, to znów dalej, lecz niczego nie rozumiem, nie rozróżniam słów… Moje serce spowalnia, synchronizując się z sercem matki… Jestem już bezpieczny… Jestem bezpieczny…

(Włodzimierz Zastawniak, kwiecień, 2017)

autor

Arsis

Dodano: 2019-09-20 00:57:19
Ten wiersz przeczytano 760 razy
Oddanych głosów: 6
Rodzaj Wolny Klimat Mroczny Tematyka Śmierć
Aby zagłosować zaloguj się w serwisie
zaloguj się aby dodać komentarz »

Komentarze (4)

AMOR1988 AMOR1988

Świetny kawałek prozy.

promienSlonca promienSlonca

Witaj.
Czytam z przyjemnością, narracja, przekaz emocji,
zatrzymuje tekst, na dłużej.
Pozdrawiam serdecznie.:)

helin helin

Ciekawy tekst. Pozdrawiam.

anna anna

To poezja umierania. Masz wspaniałą wyobraźnię!

Dodaj swój wiersz

Ostatnie komentarze

Wiersze znanych

Adam Mickiewicz Franciszek Karpiński
Juliusz Słowacki Wisława Szymborska
Leopold Staff Konstanty Ildefons Gałczyński
Adam Asnyk Krzysztof Kamil Baczyński
Halina Poświatowska Jan Lechoń
Tadeusz Borowski Jan Brzechwa
Czesław Miłosz Kazimierz Przerwa-Tetmajer

więcej »

Autorzy na topie

kazap

anna

AMOR1988

Ola

aTOMash

Bella Jagódka


więcej »