Czarna sukienka
Wisi na szafie czarna sukienka...
podszewka brudna, podarta, wymięta...
...a jeszcze wczoraj jak nowa...
włożyłam ją na siebie
i pamiętam jak przed chwilą-oczarowałam
ciebie...
widziałam oczy, które chciały jednego..
zobaczyć mnie bez niej,
zobaczyc bez niczego...
długie jak wieczność sekundy
wodziłeś za mną wzrokiem,
za każdym moim ruchem, gestem, każdym
krokiem...
...czekałeś na odpowiedni moment...
chwyciłeś za rękę,
przyciągnąłeś w swoja strone...
twardość podłogi,
ciężar twego ciała...
jeden dotyk i od razu o tym
zapomniałam...
podnosiłeś sukienke od dołu do góry,
dotykając drżącymi dłońmi mej napiętej
skóry...
powiedziałeś że dzisiaj stanę się
kobietą...
odsłoniłeś majtki w kropki,
stanik nie do kompletu...
pokazałeś to niebo
gdzie piekło się zaczyna...
mgłę, burzę, słońce... rozkoszna
kraina...
i tylko trochę bólu,
nie zwróciłam uwagi...
po wszystkim spojrzeć mi w oczy
nie miałeś odwagi
leżałeś obok na zimnej podłodze...
wstałam...
powiedziałam że już późno, wychodzę...
wciągnęłam sukienkę
lecz już zupełnie inną,
nie jak niedawno czystą, uprasowaną,
niewinną...
poczułam coś dziwnego
i zamknęłąm oczy
sen niespodziewanie do umysłu
wkroczył...
i zasnęłam...
z poczuciem wielkiej straty...
nie patrząc w kalendarz...
nie chcę znać tej daty...
nagle słyszę zegar...
nie mam pojęcia ile minęło czasu...
ile to wszystko trwało...
co się dzieje... ani co się działo...
oczom ukazał się tylko widok znajomy...
moje ściany i stół książkami
zarzucony...
i wisiała na wieszaku czarna moja
sukienka...
ale jak przed wyjściem czyściutka... ledwie
z linki zdjęta...
usiadłam na krawędzi łóżka...
pomyślałam sobie... o tym co przed
nami...
o mnie i o tobie...
o tym, że w ten sobotni poranek budzę się i
nie wiem...
czy założyć tą sukienkę...
i iść dzisiaj do ciebie...
...ale jednak dobrze że to sen tylko...
a to czego tak wymagałeś nigdy się nie
stało...
bo do końca życia bym żałowala...
że to właśnie tobie oddałam swoje ciało...
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.