Czarnoksiężnik – część 2
Wsłuchiwałem się w ciszę,
moją zmarniałą dłonią odkrywałem jej
kształty
i zauważyłem, że nie zawsze
są one piękne i gładkie
- czasem bardzo niewyraźne.
Takie najbardziej bolą,
są zimne i ostre,
a czas jest ich sprzymierzeńcem,
i kiedy cała pustynia zasypie szkła
czarę
jest już za późno.
Jestem Czarnoksiężnikiem,
mam trzy lata,
cień jest mi wzorem,
noc opiekunką
i tylko im wylewam swe żale.
Znowu powracam do dni, które minęły,
łudząc się, że tak zobaczę dni przyszłe.
Wspominam chwile dobre, radosne
i chwile smutne, te ostatnie
- dni mojego upadku
i dzień dzisiejszy,
w którym zatrzymałem czas.
Byłem dziś listem zamkniętym w butelce:
przemierzałem morza i oceany,
w Nadziei, że ktoś mnie zobaczy
i chociaż przeczyta.
Byłem skałą, oczekującą gościa,
kogoś, kto zechciałby na niej usiąść,
podziwiać pobliskie jej piękno.
Byłem także kulą u twojej nogi
tato...
i jestem po ten czas;
czuję, że już nie chcesz być ze mną,
jak kiedyś w dalekim czasie
- że już mnie nie kochasz.
Byłem dzisiaj jeszcze człowiekiem,
mrocznym wędrowcem, włóczykijem.
Kołatałem, ale nikt mi nie otworzył.
Szukałem, lecz nie znalazłem.
Czyżby Chrystus był kłamcą?
Wciąż oczekuję jutra
z Nadzieją, że nie umrę
w tym ponurym,
dzisiejszym dniu.
Brakuje mi
Ciebie...
brak mi Twych ciepłych słów,
ciepłego spojrzenia
i Twojego uczucia.
Może nawet o tym nie wiesz,
ale brakuje mi Ciebie...
Wiem, że wtedy
wszystko byłoby prostsze
- świat stałby się światem prawdziwym,
problemy stałyby się małymi kłopotami,
a te jeszcze mniejszymi zmartwieniami,
które przysłaniałoby nasze szczęście.
Mój czas umiera.
Od tamtej chwili zamknięty w pudełku
stawiam przed sobą obrazy kochania
i płaczę gdzieś w kącie - nikt mnie nie
widział,
tylko noc - matka moja...
samotność doskwiera...
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.