Czas gdy błazen staje się władcą
Tej, którą spotkałem na swej drodze!!
Atakujące skorpiony Twych niespokojnych
ud...
Szczypta perwersji zazdrośnie skrywająca
swe poroże
W ciemnych kątach ogrodu Twej
intymności...
Nieustannie wabi mnie chłód Twej
fontanny,
Tańczący rozkosznie w cieniu aksamitnych
wzgórz
Płonących latarniami dzikiej namiętności
Wybrzeża ułożone miękko u moich stóp -
zalśniły zabójczo na znak spadających w
nasze ramiona komet
zaklętych sekretnie w żyjące oblicze
błogosławieństwa.
Rozwieszeni trwamy pomiędzy gwiazdami
Ukrzyżowani na galaktycznej pajęczynie
dojrzewającej rozkoszy,
Poparzeni własnym zachwytem trwającego
spektaklu szalonych ciał,
Spoglądamy na rumieniące się swym
dojrzewaniem owoce
Naszego osobistego rajskiego ogrodu.
Tutaj rodzi się pierwszy grzech,
I drży krzyk spełnienia zdławiony
chaotycznym
Oddechem - duszą Twych rozpalonych
warg....
A wszystkie nasze zmysły ucztując wtedy u
stóp edenu
Drgając w wielkim poruszeniu przelały w
jego serce
Miłosny eliksir najsłodszego opętania.
Odsłonięta została nam mapa prowadząca
na mistyczne łąki pachnące poziomkami
naszego pierwszego pocałunku
i jedynego prawdziwego dreszczu.
Pochłonęły nas magiczne zakątki
poznawania
Zaskakujące wciąż absolutem nie
poznanego,
Dziewiczych zakątków naszego osobistego
lądu.
Ożywieni narastającym boleśnie
pragnieniem,
Nieustannie pragnący kosztować ambrozji
Tysiąca aromatów...
umieramy aby ponownie przeżyć swe
narodziny.
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.