czas stosowny
jesień nadeszła wczesnym rankiem
przyniosła obfity chłód wrzosów
zatańczyła kozaka na leśnej polanie
rozpycha się między żurawinami
od zmierzchu czerń miesza z szarością
wszystko powoli zmienia barwę i wymiar
wspomnienia zostają blady uśmiech i próżnia
nie chcę myśleć nie umiem zapomnieć
już niewiele potrafię zrobić nawet gdy
zamykam oczy wiatr przynosi twój zapach
teraz mogę spokojnie klęknąć przed tobą
chociaż
niewidoczna podsycasz wieczny płomień
bo coraz bliżej nam do siebie wiem że
jesteś
tu u stóp kapliczki na rozstajach
codziennie
otulasz jedwabnym szalem podajesz uśmiech
czterolistnej
Komentarze (4)
I mnie się podoba. Więc do Komentujących się
przyłączam.
"Zatańczyła kozaka na leśnej polanie"
Bardzo wiersz się podoba
no tak wieczny płomień zawsze blisko. trzymaj się
Dawno Cię poeto nie było, wróciłeś z ciekawym wierszem
o przemijaniu, gdzie wpleciony w tle jesienny pejzaż,
uczucie i nostalgia. Bardzo mi się podoba...