W czerwieni mi do twarzy
Zabrano mi moją ciszę, dostałem znowu
uszy.
Przywieziono saniami lekkimi miły dotyk.
Ktoś budzi się teraz ze mną wszędzie.
Otwiera się, naciska i pachnie
melancholią.
Całuje, dotyka i otula ciemnością.
Już nie ma niebiańskiej kołdry,
poduszki pod głowami całe życiowo szare.
Nadal niestety.
Poczekam, popatrzę, oddam się chwili.
Spojrzę w lustro, już się nigdy nie
dojrzę.
Wiatr - taksówka czeka.
Dotrę tam. Będę niżej niż wyżej.
W czerwieni mi do twarzy.
Komentarze (1)
Pieknie napisane naprawde szacuneczek...:)