Daltonizm
Wcale nie jestem pewien snu zapominania.
Odcinam gałąź, która, tak niedawno
pędem.
Nie wiem czy wolę szarość, aby nie
rozpętać
burzy kolorów, w sztormach, którym nie
ustanę.
Rozdzielić je na czerwień, zieleń, oraz
resztkę
wydrapać szkiełkiem z tęczy. Paleta z
nadgarstka
piecze; to tylko płomień, ogień nie
wystarcza.
Krwiste zachody czerpię, bo nie wstaję
wcześnie,
by boso, o poranku wznosić w niebo rosę.
We mgle zabłądzić nieraz, strącić ją
podmuchem.
Dobry żart, od poduchy, unieść, a za
uchem
łąka, buczenia trzmiela. Wschodzi, kiedy
koszę.
Zamierzam na purpurę. Szmaragd taki
kruchy.
Nad trawy mam wznieść ostrze? Żęta bujniej
rośnie.
Komentarze (4)
Witam,
zastanawiam się nad zwiazkiem tytułu z treścią...
Pozdrawiam.
Ciekawy wiersz
Rozbudzasz wyobraźnię.
Pozdrawiam.
Świetny sonet pozdrawiam serdecznie;)
Dobre :)
Pozdrawiam