Deszcz
Chłodny deszcz spłynął na czoło
Podczas tańca kropel było wesoło
Bez parasola do miasta się udała,
We własnym domu chwili nie przetrwała
Czuła się jak w klatce we własnym ciele
Miała lat niedużo, a przeżyła wiele
Skakała przez kałuże kilka godzin całych
A w słuchawkach dysonanse rozbrzmiewały
Anielskie głosy do tańca by porwały
Gdyby nie to, że strasznie rozpaczały
Niedziela wieczór, nie była w kościele
Bo czas tam spędzony przypomniał zbyt wiele
Więźniem życia nazwała duszę,
Która musiała przeżywać katusze
Sprawna fizycznie, ale siły mało
Dlatego dręczyła, wyniszczała ciało
Żyła własnym światem
Gdzie obcy jej bratem
Kochanek nieznajomym
A przyjaciel katem
Komentarze (8)
DoroteK Będę nad tym pracować, dziękuję :)
jeśli chodzi o treść i przesłanie wiersza jestem jak
najbardziej za, warto popracować nad eliminacją
"częstochowskich" rymów, ale to się da zrobić :-)
"Dręcząc siebie, wyniszczała ciało..." :( Szkoda, bo
peelka zapomniała, że ważne jest to, by dobrze czuć
się we własnej skórze, wtedy optymizmu wystarczy na
dłuuuuużej :)
:( przyjaciel kat to fałszywiec i psubrat :(
życzę miłego popołudnia :)
Anielskie głosy rozpaczały, bo nie była w kościele...
dobra zmiana jej tego nie zapomni... ;-P
nie zabijaj- tyczy także własnego ciała. Nie warto się
udręczać.
Fajnie, pozdrawiam;)
ciekawy,
To już drugi wiersz Aniu, którego nie potrafię
rozgryźć, jest niby o wszystkim, ale nie wiem o czym,
na co chciałaś położyć akcent. Daj mi czas
się oswoić, wejrzeć w oczy, duszę.
Pozdrawiam Anno.