Deszcz jesienny
Jak deszcz jesienny myśli szare
I dusza szarpana na wietrze
Niczym z chmury deszcz rzęsisty
Toczy się z serca ból od rany piorunem
rozdartej
Chcę by wreszcie te szare chmury wiatr
rozwiał
By noc nastała bez kłębów dymu
Bez jednego światełka bez księżyca i
gwiazdy
Tak kolejny raz bez nadziei na słońce
Wystarczą bezkresne ciemne noce
Choć nagle krople ustają
I ziemia zaczyna schnąć
Światełko nadziei jak słońce się zjawia by
ziemie osuszyć
Lecz nim wyschnie do końca
Rozgorzeje kolejny deszcz
Być może większy, być może mniejszy
Lecz ziemia nie wyschła, jeszcze bardziej
rozmięka
I nawet kamień zapada się głębiej
Z czasem coraz głębiej i głębiej
By wreszcie na dobre się ukryć
Przed kaprysami natury i już nie marzyć
Bo łzy deszczu z czasem
Zmieszają nas z błotem
To jedne z pierwszych moich wypocin. Pewnie posypią się ostre słowa krytyki bez talentu .
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.