Diabelski bal
Rozpuściłem mą duszę w alkoholu,
tak że myślała o śmierci.
Sam jeden z udręką w pokoju,
czekałem aż mnie przekręci.
Tak dni żalem i gniewem były znaczone,
oczy starca życiem zmęczone.
Każdy dzień stawał się nocą,
noce zaś znaczone niemocą.
Każdy dzień jest udręką
a koszmarem życie.
Dzień ciężko się budzi,
wypełniony smutkiem ludzi.
Trudno się pozbyć cieni z przeszłości, jak
stróże prowadzą do nicości.
Stąd krótka droga do zatracenia,
do niebycia i zapomnienia,
przez wszystkich i siebie samego.
Nic nie zostanie prócz bólu i żalu,
że całe życie tańczyłem na
diabelskim balu.
Komentarze (4)
Czas leczy rany. Bal choćby i diabelski też kiedyś się
kończy.
Zatrzymał mnie Twój wiersz na dłużej.
Pozdrawiam
To jeszcze nie koniec...Samotność to nie stan stały...
Pozdrawiam cieplutko...
Co się stało, to się nie odstanie. Może jeszcze czas
przynajmniej część życia naprawić. Serdeczności dla
Ciebie.
Myślę, że najgorasza w takich chwilach jest samotność.
Znam problem...
Pozdrawiam
☀