Dies irae (Dzień gniewu)
Sfrunęły czarnych aniołów na Ziemię
tysiące
Niesionych gniewnym wiatru podmuchem
I nagle wszystko było tak ciche,
milczące
Pokryte kurzu szarym puchem
Zapłonęło wszystko, co mogło płonąć
Wody fala wysoka wzburzyła
Rozkazano jej wszystko pochłonąć
By ziemię całą obmyła
Na raz zachwiały sie wszystkie trzy
Miłość Nadzieja i Wiara
Jak rwąca rzeka płynęły łzy
Pytając cicho: "za co ta kara?"
A potem zjawiła się Ona
Ponure swe żniwo zbierając
Wiedzieli, że Śmierci nikt nie pokona
Patrzyli na nią konając
Jeden z czarnego dymu próbował powstać
I nagle stanął w miejscu czas
Wiedział, że z życiem musi się rozstać
Chciał Śmierci spojrzeć prosto w oczy choć
raz
Nadszedł dni jego kres
Mrok go swymi skrzydłami otoczy
Lecz poznał to, co prawdą jest -
- Słońcu i Śmierci nie można patrzeć w
oczy
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.