Dindar
Dla wszystkich lubiących moje przygody :)
Nowy Sącz. W hipermarkecie się to zaczęło,
na stoisku z mapami,
gdy w mapę Afryki wzrok swój utkwiłem, ten
świat w wyobraźni zobaczyłem:
Był to park narodowy Dindar,
Sudański step, gorąco leje się z nieba
czystego bez chmur,
I to nie jest żaden stek bzdur, gdyby nie
kapelusz to bym wysechł na wiór.
Łapa przy mnie jak zawsze siedziała i mnie
przymrużonymi ślepiami obserwowała.
Wokoło nas afrykański step, może
gdzieniegdzie kępka suchej trawy
i zasuszonych drzew lecz tam leżał już
dumny lew…
Sięgnąłem do kieszeni krótkich spodenek,
by wydobyć mapę z tutejszym zleceniem,
chwilkę na nią popatrzałem i wszystko
zrozumiałem.
Miałem odnaleźć chłopca z ubogiej wioski
Kobsa,
który mimo protestów starszych,
wybrał się na polowanie na małe gazele gnu.
Chciał dowieść swojej wyższości nad
rówieśnikami,
szpaner jeden, a teraz słuch po nim
zaginął.
Gdyby nie butla wody, którą miała na
brzuchu Łapa,
to także by było nie wesoło, bo taki skwar
wkoło.
Chodziliśmy tak po afrykańskim stepie w
koło, niczym detektyw i jego lew,
w przypadku tym to jaguar był.
Mijaliśmy pasące się stada zebr i żyrafy
dwie,
dotarliśmy razem do trzech skał rzucających
cień, sprawdziłem ślady dosyć dziwne, jakby
ktoś się czołgał,
zajrzałem czy nie leży tam chłopiec, bądź
to co z niego zostało,
niejedno drapieżne zwierzę roladę z takiego
chłopca chętnie by zjeść chciało.
Leżał tam całkiem wycieńczony młody
Kobsanin, puls był słaby,
dałem mu resztkę wody i ustalając z pozycji
słońca nasze współrzędne,
przekazałem je telefonicznie ambasadzie
naszej w Chartum,
aby nas stąd jak najszybciej zabrali.
Terenowe auta po nas wysłali i migiem
stamtąd zabrali,
w ambasadzie bardzo skromnej, chcieli
zapłacić, lecz ja powiedziałem:
– Nie robię tego dla pieniędzy, może i
ryzykuję… ale za to jaka przygoda.
Wyszliśmy z ambasady bardzo szybko, lecz
zmogło mnie spanie,
to ładna dziewczyna zaprosiła mnie i Łapę
do siebie.
Przespałem się tam, a Łapa czuwała
i nie pozwoliła Sudance wpełznąć na moją
pryczę.
Kiedy wielka kotka dała za wygraną,
dziewczyna obok mnie zaległa na noc.
I w tym oto momencie rozległo się przygody
końca wołanie,
a konkretnie jakiegoś faceta z hipermarketu
co mnie szarpnął brutalnie za ramię:
– Kupujesz pan tą mapę, czy nie? Bo
stoisz tu pan i stoisz jak
zahipnotyzowany.
– Przepraszam, zapatrzyłem się – odparłem i
mapę kupiłem.
Notes mój otworzyłem więc znów i długopis
poszedł w ruch,
by potem w domu dodać do Internetu ową
przygodę.
Powiadam wam to jeszcze raz, nie wiem jaką
moja wyobraźnia ma miarę,
lecz póki trwam piszę dla was na taką
skalę.
Standardowo zostaje czekanie,
bo nie mam pojęcia kiedy przygoda nowa
nastanie,
czy to w sklepie, parku, na peronie albo w
szkole…
Mam nadzieję, że moje przygody dla was to
prawdziwa uczta wyobraźni.
Do następnej przygody kochani!
Dziękuję wszystkim za komentarze, głosy i cenne rady :) pozdrawiam.
Komentarze (16)
Bardzo mnie wciągnęły Twoje przygody...
z przyjemnością i uśmiechem czytam :)
Pozdrawiam ☺️☘
Sypiesz jak z rękawa pomysłami na wierszowane
opowieści o posmaku science fiction, chłonie się je, a
nie czyta!
Pozdrawiam Tomku sarevok na spełnioną nockę:-)
Dobrze się czujesz w tych tematach....:)
Interesujące Twoje przygody...
pozdrawiam z Glashutten :)+
Prawdziwa uczta, wyobrażam sobie jakbym tam był.
popatrz, tutaj nie płacą a piszesz i piszesz :)))nie
tylko Ty z resztą :)
:)))nie będę już przeglądała atlasów :)))
Masz fantazję sarevok, masz...:)
Pozdrawiam:)
witaj podróżniku:)
miłego wieczoru:)
Tomku , no przecież Ty piszesz jakbyś tam był ..:)
sredeczności ...
Tomku daje punkt ale faworytem jest Aleksandria;))
+ :) pozdrawiam :))
no i jak tu nie poweseleć :))
Szalejesz po świecie i coraz to ciekawsze spotykają
Cię przygody, a fantazji i pomysłów na opowiadanie o
nich Ci nie brakuje. Miłego wieczoru:-) Hmmm to gdzie
jeszcze nie byłeś?