dla Moich Młodych...
...dla Moich Młodych...
Poznali się w grudniu 31-ego,
i do końca życia nie zapomną tego.
On przychodził, ona go przyjmowała,
i tak się znajomość rozwijała.
Misiaczkami się nazwali,
i tak się do siebie zwracali.
Dwa lata ze sobą byli,
aż się w końcu zaręczyli.
Zaręczyny były w święta,
rzecz to dla nas nie pojęta.
Rafał walnął mowę wielką,
mama musiał poprzeć to butelką.
Pani Basia, babcia, Ola tak się
popłakały,
że aż zastawę stołową zalały.
Pan Władysłam dumny tata,
strzelił szampanem jak armata.
Cóż to były za poezje,
jedna róże, druga frezje.
Pierścień także był wręczony,
na rękę przyszłej żony.
Wiano już dostała,
nóż, widelec, pościel biała,
i to jej wyprawka cała.
Gdy o ślubie była mowa,
mama była jeszcze nie gotowa.
Finansowo cienko piała,
aż ją głowa rozbolała.
Pani Basia wręcz dostojnie,
przyjęła wiadomość spokojnie.
Ja go także polubiłam,
szwagierka dla niego będę miła.
Ślub już wzięli,
dużo dzieci będą mięli.
Teraz wszyscy jesteśmy na sali,
i będziemy popilali.
W noc poślubną wstyd, że piszę,
zakłócać będą nocną ciszę.
I od jutra się zaczyna,
kłótnie będą co godzina.
Więc bawmy się na całego,
a teraz idźcie na jednego...
...czyli dla Siostry i Szwagra w Dniu Ślubu...~11.10.2003~...
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.