Długa droga do domu
Przyszło dzidzi zauważyć dziwną
Niepogodę
Dzidzia smutna, niespokojna wyruszyła w
drogę,
Bez straszaków w szczerych polach i bez
martwic w stopach,
Poszła z wolna, wypatrując snów w
kształtnych obłokach,
Przyszło dzidzi spotkać w drodze chłopca
sztokholmskiego,
Zawieruchą złego życia wielce strapionego,
Chłopiec niczym polny straszak cmoknął
dzidzię w lica:
"Może bym się zabrał z tobą, wszak
zmierzasz do Nica".
Przyszło dzidzi z chłopcem spotkać w drodze
Jemiołuszkę,
W międzydrzewnym przepierzeniu piórkiem
trącą nóżkę,
"Co się stało, Jemiołuszko? Czyżbyś
chorowała?"
"Drogie dzieci, ja do Nica udać bym się
chciała?"
Przyszło dzieciom i ptaszynie dostrzec na
poboczu
Fotografa wyblakłego jakoby w przezroczu,
Człowiek nędzny i ubrany w łachmaniaste
łaszki
Poszedł z nimi, nałożywszy Banana kamaszki,
Przyszło w marszu spotkać grupie wreszcie
Dowidzenie,
Jemiołuszce przyszedł pomysł: ćwierknąć
zaproszenie,
Z propozycji Jemiołuszki Dowidzenie rade,
Zaszczyciło obecnością smutną defiladę,
Szli i szli przez pustki szczere,
Pragnąc rzucić to w cholerę.
Szli i szli, bez snu czy wody,
Chcieli wygrać te zawody.
Przyszedł w końcu czas na chłopca, który,
chociaż smutny,
Musiał z dzidzią się pożegnać, takiż świat
okrutny,
"Mój przystanek - Nico wschodnie, to już
kres mej drogi,
Tak czy owak, nie zapomnę was - i waszej
trwogi",
Przyszedł także nieco później czas na
Jemiołuszkę
Która w marszu z eskapadą wyleczyła nóżkę,
"Nico-Centrum, tu wysiadam i dziękuję
ślicznie
Za przechadzkę przewspaniałą wielce,
przekosmicznie".
Przyszedł też czas Fotografa, wkrótce -
Dowidzenia,
"Nico-zachód", "Nico-północ" - pa-pa od
niechcenia,
Tak jak na początku drogi, dzidzia całkiem
sama,
Szła w zmęczeniu niczym zwierzę na własnych
kolanach,
Wspominała chłopca, który cmoknął ją w
policzki,
Wspominała Jemiołuszkę z pióropuszem
pliszki,
Wspominała także gościa, który szedł w
kamaszach,
A na koniec - Dowidzenie, tak już jest w
tych czasach,
Gdy tak szła wokoło miasta, nie wiedząc, co
począć
Spotykała więcej Włóczęg - czy to dniem,
czy nocą,
Przychodzili, odchodzili, swoich dróg
szukali,
Wszyscy chcieli dokądś dotrzeć, czy duzi
czy mali,
Samo przez się rozumie się, że sensu w tym
mało,
Od początku tylko jedno pytanie tu stało:
Co na końcu smutnej drogi spotkają
wędrowcy?
Odpowiedzią zawsze: NICO, muł i wodorosty.
Dzidzia nigdzie nie dotarła, wcale też nie chciała, Dzidzia najzwyczajniej z Niepogody zwiała.
Komentarze (2)
A myślałam,ze Dzidzia chciała gdzieś dotrzeć.Lepiej
żeby dzieci nie czytały tego wiersza.Pozdrawiam
serdecznie+++
czarnoksieznik z krainy oz :)))