Dni powszednie
Autobusy i tramwaje,
Trybiki szarego dnia.
Kiedy miasto Ze snu wstaje
Rozpoczynają swój żmudny marsz.
Pośród ulic i parków,
Między szarym, bezbarwnym pospólstwem
Niewyróżniających się niczym głów
Spieszących by zająć się głupstwem.
O tutaj! Pan w marynarce
Z krawatem i teczuszką w ręku
Zawiesił swój wzrok na kartce
- kartce będącej własnością urzędu.
Treść tego pisma jest mało ważna,
Drobnostka, błahostka, albo i lepiej.
Lecz myśląc że sytuacja jest poważna
Ten pan się już ze strachu telepie.
I niestety drodzy panowie i panie
Jest tak z większością z nas
I nie jest to moje odosobnione zdanie
To jest zdanie człowieczych mas.
Więc moi – jakże drodzy –
rodacy!
Nie marnujcie czasu na niepotrzebne
rzeczy
Wcale nie musicie być tacy!
Wystarczy aby w każdym dniu mieć wszystko
na pieczy!
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.