Do przyjaciela
dla samotnych listopadowych wędrowców
Nie wiemy nic. I to nas różni od nich.
Nie znamy siebie. Chodzimy jak wiatr
Po drogach smutnych zawleczonych stopą
aż w
ślepą perspektywę. To się zmienia
w
przemawianie do ptaków, opatrywanie
nieba.
To są zajęcia twoje i to jest twój
świat,
który w strzaskanym lustrze dnia
chcesz znaleźć całość swego
przeznaczenia.
Mój przyjacielu, smutkiem dopełniany
Rozwłóczony po cierpkich tajemnicach
bram.
Przed wystawą przystajesz. Patrzysz na
neony.
Miasto szykuje groźne swe narzędzia.
Już twoje serce czeka i drżą twoje kości
Rękę wyciągasz – prosisz. Ty, mój
brat i sędzia•
Kiedy
pośrodku nocy, brzegiem snu
Wędrują cicho smukłe nogi samotności
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.