dobranoc
Dotykam śmierci koniuszkiem snu,
nędzna mara,
zaczął cierpnąc od ręki..
bitwa transcendencji
na wewnętrznej stronie męki..
**
Był pieskiem moim,nieboszczykiem,
kotkiem małym co był
moja matka-sam przyszedł
siedzi na ramieniu,
liże delikatnie,małe szparki
/płatkiem chropowatym/
co są moim brakiem..
rozciągam wierzenia na
cynowych butelkach
grają mi skwierczące tony w z moreli
udrękach
jak się obracam
już jestem obrócona
głowa puchacza
siedz u mych kolan
strupy jak konstrukcje
z klocków
okalają do nich wejscie
zawiązuje roztopione ręce
w gesty i formy zwierzęce
spływam po pokoju
chociaż siedzę
w kącie
nie mam już na imię
mowy
odniesienia
koniec
***
Sen na nogach ścierpniętych
za daleko nie zajdzie chyba
choc się bardzo stara,
..i juz nic nie czuję..
"zgas swiatlo!"-mówie,
"trupa nie płosz!"
Komentarze (1)
Figlarne zakończenie i fajnie się czytało. Popraw
tylko 2-gi od dołu mówie = ęęę