Dokąd zmierzasz dziecino?
Szurając o pościel swymi nóżkami…
Usta od bólu ściśnięte!
Oczy uśpione pod powiekami
Ciało bez ruchu jakby zaklęte…
A wokół Ciebie białe fartuchy
Krzątają się wśród milczenia…
I dwie postacie w pozie od skruchy
Wyrwane szmerem w czasie modlenia…
Gdy się poruszysz biegną ku Tobie
By wesprzeć ducha i małe ciało
Ty pod opieką, jak Jezus w żłobie
By Ciebie światło miłości grzało!
I ciepłe dłonie mokre od łez
Z niewielkim drżeniem Cię otulają
Wiedząc, że właśnie przychodzi kres
Spłakane oczy Cię oglądają
Prosząc o łaskę, o ukojenie
Dlaczego! Krzyczą pięści ściśnięte
Wołają – gdzie jest moje marzenie!
I zwiędło ciało przez ojca objęte…
A teraz biegasz boso w rajskim ogrodzie
Gdzie nie ma bólu, gdzie nie ma łez
Na buzi uśmiech widnieje co dzień
Dziecina wreszcie szczęśliwa jest!
Komentarze (5)
Nikt nie wie co będzie z nami po tamtej stronie, sam
przeżyłem
śmierć kliniczną i jak to moja pani doktor Ewa mówi,
tam są tylko robaki.
Przykro... Pozdrawiam.
Tragiczna historia, bardzo porusza...
bardzo poruszył mnie ten wiersz dotknął mojego serca
....
wróciły wspomnienia :-(
pozdrawiam
w raju być może będziemy szczęśliwi nikt tego nie wie
pozdrawiam :)