Dość, (nie) kłamie
Kolejna rozmowa,
rzucanie oczyma,
po suficie,
nieszczery uśmiech,
zawsze tak być musi?
Chce spokoju,
nie chce życ kłamstwem,
nie che oszukiwać,
Prawdziwym byc,
lecz trudne to,
prawda mnie boli,
nie chce sie z nia dzielic,
Wiem, pragniecie dobra,
wiem, chcecie jak najlepiej,
lecz to z byt silne jest,
wyjawic wam, nie moge..
dziś,
lecz jutro tez jest dzien,
Nie dlugo sie dowiecie,
zgrzytanie zebów,
nerwów co nie miara,
i te przerazliwe milczenie,
ktore w nas sie wyzwala,
Nie chec do mnie poczuje,
od razu,
zniewage, pogarde,
tak, znam to doskonale,
Lecz minie tydzien,
moze dwa,
zycie zaczyna z wolna,
ukladac sie nam,
ale po co?
Dobrze wiemy,
ze dlugo tak nie bedzie,
dobrze wiemy,
ze zlo mnie przezwyciezy,
Przepraszam za wszystko,
nie obiecam poprawy,
ile razy to robiłem?
i co.. żadnej zmiany!
Dośc mam przeprosin,
dosc mam tej skruchy,
na co ona mi,
skoro nie w mej duszy,
Bede zył, sobie,
nie bede zawadą,
chcecie?
odejde,
lecz nie z ta odwaga,
ktora codziennie maskuje mnie,
ktora pokazuje, to co zewnetrzne,
W srodku jest pustka,
niezrozumienie,
w srokdu tesknota,
i osamotnienie..
Komentarze (1)
rozumiem co czujesz..
podoba mi się twój wiersz ;) pozdrawiam