Driada
Była Driadą
W dębie ze złotą koroną mieszkała
Zieleni się skóra jej cała
Tyle razy ją mijałeś
Pnia jej drzewa dotykałeś
Ale nigdy jej nie widziałeś
Niechcący dostrzegłeś ją
Gdy zbliżała się noc
A Ty pod jej drzewem rozłożyłeś koc
W mroku i ciszy leżałeś
Oczy mrużyłeś ospale
Bo spostrzegłeś cień na trawie
Stanęła przed Tobą naga
Piękną i pachnąca
W łunie księżyca się kapiąca
Nic nie mówiłeś tylko patrzyłeś
A ona śpiewać zaczyna
Cudna leśna dziewczyna
Pokochałeś jej śpiew
Niczym szum drzew
Jej tajemniczość i ciało
Jest Ci jej mało
Wracasz do niej co noc
Znów kładziesz się na koc
Czekasz aż przyjdzie, zaśpiewa
Pod cieniem swego drzewa
Pragnąłeś ją mieć
By ci „służyła”
Za wszelka cenę tylko Twoja była
Konsekwencje Twego czynu widać do dziś
Po lesie zostały zgliszcza i pusta dzicz
Nie ma już Driady o skórze zielonej
Nie ma już drzewa o złotej koronie
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.