w drodze do Szeolu
Dopiero co spłynął ocet po ranie
policzka
i łzy zaraz za nim
ugięła się Matka pod ostatnim
spojrzeniem
wypłynęły z boku krew i woda
wzburzyło się niebo
nie wyschło jeszcze drzewo krzyża
nie wystygły gwoździe
gdy zrobiło się cicho
żaden gest
żaden dźwięk
żadne słowo
nie mąci drogi do Szeolu
w niezmierzonej ciszy stąpa Bóg
gdzie ja
ty
on
gdzie ona ono
gdzie my wy oni
w każdym czasie obecni
i On
i On
i On
jak płomień oliwnej lampy
w głębi wszystkich nocy
Komentarze (4)
Niesamowity klimat - ogromne wyciszenie
Dobry wiersz.
Niezwykle oddziałuje. Przenosi w pasyjne rejony.
Pięknie!
Pozdrawiam :)
Pięknie. Pozdrawiam i życzę Zdrowych, pogodnych Świąt
Wielkanocnych:)