Droga...
Płakał deszcz, czy cieszyło się Słońce ?
Dużo się zdarzyło.., wymienić wiele, żeby
nie pominąć...
Dzień...,po którym normalnie przytulałam
myśli do poduszki
Puchem lekkim chcąc je owinąć, jak w
popiele gruszki
Noc.., po której zwyczajnie sny manewrują
po parkurze codzienności...
Chwila, w której wskazówki cofają się w
odmęty przeszłości,
Tej wartej pamiętania..., tej godnej
żałowania...
Ktoś zakołatał przez próg, chciał ogrzać
ręce przy moim ognisku..,
I przyniósł CIEBIE ! I
pomyślałam...Królowa...w pachnącym
Mrowisku
I nie trzeba było chwil parę, polan
dorzucać już do ognia,
Bo zrobiło się jakoś... księżycowo ,a w
sercu zapaliła się...pochodnia
Ale księżyc, choć wędruje niestrudzenie
wiecznie.... gdzieś uciekł...fajtłapa
Może wpadł do Merkurego na kawę i
zasiedział się w ogródku Wszechświata...
Tego usypanego złotym piaskiem...
A ja czekam na Niego...zaserwuje mu wtedy
sprytną wazę rękodzieła wspaniałości,
I z zachwytu nie będzie chciał odejść...,
nie będzie chciał chodzić już w gości
I ogrzeje mi swą latarnią.., drogę której
dziś znaleźdź nie potrafię, która gdzieś
przepadła
I będę spozierać nań samolubnie przez
wizjer mojego świata
Nie oddam Jej nikomu ! Odgarnę gałązki
wątłe, suche płatki przydrożnego maku
Nakarmię Ją świeżym deszczem, gdy Słonko
zaśnie na leżaku
Pozbieram kamyk do kamyka, żeby Jej było
już lżej...
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.