Droga do życia
Stoi samotnie pośród zgiełku świata
światło przenika przez szklany kryształ
Wspomina dzieciństwo, ta cukrowa
wata…
Chwile, których czar dawno już ustał
Wszystko się zmienia, błękit za chmurami
droga majaczy, we mgle niknie
Czuje się zamknięty za tymi grubymi
murami
nie dostrzega sensu, nikt nie zauważy gdy
zniknie
Tak mijają kolejne burze, słońca zachody
patrząc w karmazynowy obłok światła
Chce uciec, czy aby ma powody?
Czy dotrzeć zdoła do problemów źródła?
Jeden, czujący – samotny
wie, że świata zmienić nie zdoła
Do walki zawsze chętny
Pragnie buntu, pyta czy podoła?
Wyrusza w przestworza, na spotkanie z
nieznanym
Odrzucony przez wszystkich, szuka
odpowiedzi
Słońce drogę mu wskaże, nie czuje się
przegranym
Znów odnajduje utracone szczęście, choć
jest na krawędzi
Wspina się na szczyt największej wieży
zatapia myśli w kielichu mądrości
Staje naprzeciwko wroga zaraz się z nim
zmierzy
Choć targają nim wciąż wielkie
wątpliwości
Śmierci pokonać nie zdołał
Lecz czegoś większego dokonał
Ścieżkę życia światu ukazał
Tak jak Bóg mu kiedyś przykazał
Komentarze (2)
zgadzam się z jarmolstanem...powinieneś zachowac ilośc
głosek...wystarczy to troszke dopracować...
Podoba mi się temaytcznie twoj wiersz, nieźle
zrymowany, tylko nie zachowując ilości zgłosek w
wersach, całkowicie rozleciał ci się rytm.