Droga (Katyń , Miednoje , Charków )
W 67 rocznicę tragicznej zbrodni ....
Oni szli na śmierć , na zagłodę
wiedząc , że rozstają się z życiem,
które mogło być piękne o każdej porze,
wiosną i zimą przykryte bielą,
uśpione w tajemniczym śnie.
Idą , a ich kroki drobne, powolne,
patrzą na siebie jakby żegnali świat.
Słońce, niebo nad głową jasne, pogodne,
szum wiatru,szelest liści
i maki , takie czerwone, płonące,
ogniste.
Stanęli pod murem, tu ich miejsce.
Ciepło rodzinne , dom taki pusty,
głuchy, niepodobny do tych , które znam,
ale jakże podobny do ran.
Stoją jak kamienie bez ruchu
i patrzą na te lufy wymierzone w ich
ciała,
jeszcze serce się szmoce, wyrywa się z
pięści,
jakby to ono zawołać chciało: NIE !!!
Lecz głos, ten był zbyt cichy,
delikatny, nikt go nie usłyszy,
modlą się, oddają Bogu duszę w opiekę:
Ojcze nasz , któryś jest ....
Nie dokończyli modlitwy...
Opadli na ziemię, jak pożółkłe liście,
krople deszczu, płatki zwiędłej już
róży,
jak zburzone domy, które legły od bomd,
lecz oni nadal idą....
Czyżby umarli powstali z grobu ??
Nie , oni nadal idą drogą
wśród chmur białych obłoków.
Oni idą drogą.
Oni idą ... idą... do NIEBA...
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.