Droga przez życie
I pędzisz w nowo poznany świt zorzy
polarnej,
bezkresnej u podstaw, lecz szerokiej u
brzegów nienagannej postaci świadomości,
nic nie zauważyłeś po cieżkiej nocy nad
nowopowstałymi wyobrażeniami swoich szarych
krzyków.
I niesiesz krzyż, krzyż który dla nikogo
nic nie znaczy prócz szarej masy gapiów na
podeście roztropności,
cóż żem ja uczynił by Ci kreować ową
niewinność głebokiego żalu, który
przyłykasz i przełykać będziesz do dni
swych ostatnich,
które policzone są od wieków.
Przeznaczenie zgubiło wielu śmiałków
sztucznego gruntu skromności. lecz im nie
było dane to co zobaczą w dalekiej oazie
sprawiedliwości nieliczni tej komicznej
teorii.
Jestem tym który zrozumiał wiele o północy
a w południe był już na skraju rozpaczy
stojąc przed bramą nikczemnej solidarności
fałszywych centaurów z gorliwym wyrazem
twarzy zwyczajności.
Zabij mnie proszę, nie chcę pojmować głebi
piekła, które prowadzi do stajni Augiasza,
które tak samodzielnie działa w obrębie mej
wyobraźni.
Idziesz więc... zatem trzymaj w dłoni zegar
odmierzający godziny Twojego powrotu do
dnia o którym nigdy nie zapomnieją ptaki
spiewające nad Twoim grobem.
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.