***(Drżącym umysłem...)
Drżącym umysłem
Zakreśliłem zakres mego snu
I tego co być może a nie jest
I tego co jest a być nie może
Byłem tam za zasłoną
Kryjąc się
Myślałem że nikt nie widzi moich małych
stóp
Łamały się paznokcie
Włosy wypadały tak dla zabawy
Raził mnie ruch moich kończyn
Splotłem swój wzrok
Biegnący dalej i dalej
Za daleko
Wyjałowiły się pola na których skakałem
Chcąc dosięgnąć nieba
Spłowiały chwile gładzone czyjąś dłonią
Potoczył się bieg wypadków
Z kłębka dziejów
Uniosłem się
Drżącym umysłem
Podniosłem żebrzącego
Lustro spłynęło widmem
Komentarze (2)
Nemo; nie napiszę, że mi się podoba, bo taki mi się
nie podoba, a nie będę kłamać. Tyle tu nawsadzałeś, że
tekst traci sens. Po pierwsze; jak umysł może być
drżący? Dłoń tak, ale umysł? jak można nim podnosić
żebrzącego? Co wnosi do wiersza lustro spływające
widmem? Czy naprawdę wiesz co chciałeś przekazać
czytelnikowi przekazac, bo ja jako czytelnik nie
wiem... Chciałeś napisać wzniośle, wyszło śmiesznie.
Skróciłam nieco:
zakreśliłem sen
o tym co możliwe i niemożliwe
do osiągnięcia
stałem w nim za zasłoną
widziałem
jak łamały się paznokcie
wypadały włosy
wzrok biegł dalej
na wyjałowione pola
po których skakałem
by dosięgnąć nieba
na próżno
Nie piszę tego, żeby sprawić Ci przykrość, a po to byś
pisał świadomiej, bo taka poezja "wszystko do jednego
wora" rodzi tylko potwora... Pzdm ciepło
Bardzo mi sie podoba. Tak sie prosto czyta:) +