drżenie
rozdrapię pazurem
życie co przede mną
szaroburą chmurę
gdzie marzenia więdną
zaplotę warkocze
z tych róż niezaschniętych
i postoję w mroku
przed lustrem pękniętym
zniekształcone twarze
jak płatki pąsowe
a teraz pomilczę
by nie zranić słowem
aksamitu róży
rozpieszczonej rosą
lustro matowieje
dalej pójdę boso
nie naznaczę drogi
zmurszałą podeszwą
niech różane groby
pochowają przeszłość
przytulą tę jedną
kruchą jak marzenie
nim zaschnie atrament
ja już będę drżeniem
Komentarze (12)
Czytam po raz... nie wiem który.
Cztery ostatnie wersy...wyobraziłam sobie jak męska,
duża, silna dłoń zaciska się na zasuszonej kiedyś
róży...każdy płatek pęka, kruszy się i upada,
przedostając się pomiędzy palcami...i nic z niej nie
pozostaje poza delikatnym zapachem na dłoni
i...wspomnieniem w sercu...
Witaj - bardzo rzadko zaglądasz na Bej
przeczytałem z przyjemnością
;pozdrawiam
lirycznie, eterycznie, ulotnie.. pięknie..
Przygryzłam niechcący wargę czytając, łał :)
Bardzo mi się podoba! Ukłony 'D
Przepięknie.Pozdrawiam.
pięknie napisane, słowa same płyną
Piękne jest te drżenie... :-)
Urzekasz słowem śliczny.
"przytulą tę jedną
kruchą jak marzenie
nim zaschnie atrament
ja już będę drżeniem"-ładny koniec:)
Rzadko tu bywasz, ale jeśli już... to zawsze z
wierszem.
Miło poczytać.