drzewa
Spacerowałam między nagimi postaciami
Smukłe ciała z wieloma rękami
Wyciągniętymi ku niebu w błagalnym
geście
Ich modlitwy zbyt cichymi były dla mnie
słowami
Unoszone i rozpraszane wiatrami
Zamknięte w powietrznym, niewidzialnym
areszcie
Skóra tych postaci dołem zrogowaciała
Mchem pokryta od północnej strony
Ku górze gładkość odzyskiwała nabierając
kolory
Ciemno brązowa skóra górą rudziała
Tworząc jakby płaszcz złożony
Z warstw mających różne struktury
Zamyślone letargicznym snem kołysane
Stały nie mogąc ruszyć stopami
Statecznie przysypanymi przez grunt
Mocniejszymi podmuchami uwalniane
Niektóre spadały broniąc się rękami
Śmiercią przypłacając swój bunt
Nie można im było myśleć o wolności
Przypisane do miejsca tam miały trwać
Gdzie rzucił je wiatru los
Stojąc w nieregularnej kolejności
Dostając to co i tak miały brać
Stoją odporne na cios
Komentarze (2)
super fajnie wrócic i czytać
Nie całkiem zgadzam się z treścią tego wiersza, ale
warto przemysleć go. Nie warto stać, gdzie los
postawi, czasami trzeba się sprzeciwić, by nabrać mocy
i ... kochać siebie i świat !