drzewa
tamtej jesieni dziwnie łkały liście
dręczone wiatrem bezimienne głosy
słońca okruchy tak jak czasy przyszłe
chciwym spojrzeniem chciałaś je wypłoszyć
poczułaś przecież drzewa tajemnice
nocą utkane kolorowe płótna
nie powiem kocham no i nie wykrzyczę
miłość zraniona może być okrutna
trwają w milczeniu a kark gnie wichura
spragnionych dłoni wyczuwając dotyk
może to teatr jednego aktora
gdzie drżące drzewa są jak narkotyk
Komentarze (25)
Pięknie o zranionej miłości i te drzewa jak narkotyk
drżące...:] Pozdrawiam
Żal że tak rzadko piszesz...
Niebanalne porównanie obaw w miłości, zranionych uczuć
do drzew. Dobrze trafić na taki wiersz...
Pozdrawiam :)
Piękny wiersz, mimo że jego tragizm jest porównywany
tak niebanalnie?
O tak miłość zraniona jest, miłością okrutną:(
Pozdrawiam jak zawsze serdecznie i uśmiech ślę, miło
było Ciebie czytać;)
Przeczytałam kilka Twoich wierszy i muszę przyznać, że
mnie oczarowały. Jest w nich magia, tęsknota,
namiętność. Szkoda tylko, że ostatnio tak rzadko
piszesz.
świetny wiersz, przeczytałam z przyjemnością :-)
Bardzo ładnie,choć w ostatniej zwrotce rymy ciut
gorsze niż w poprzednich,no i brak jednej sylaby w
ostatnim wersie.
W sumie jednak na duży plus.
Pozdrawiam.
Za przedmówcami- zachwyt:)
Ślicznie napisane
Obrazowo, romantycznie, pięknie.
Bardzo mi się podoba.
Dołączam do czytelników, którym wiersz się podoba. Do
idealnego jedenastozgłoskowca brakuje sylaby w
ostatnim wersie, ale może to zabieg celowy. Miłego
dnia:)
Piękny wiersz.
Ciekawe kto/co kryje się pod obiektem miłości?
Pozdrawiam :)
tu liście szeleszczą o zawiedzionej miłości...
Piękny tekst
Pozdrawiam:-)
Bardzo ladnie pozdrawiam