Drzewem się stanę
Gdzieś w lesie, pośród innych stjące
Od lat kilkunastu drzewo się zmieniające
Niegdyś o korzeniach cieniutkich i
drobniutkiej koronie
Dziś z zewnątrz wydające się potężne i
mocne
Lecz jakim być w środku może kiedy
płonie
Jak się rani, odejmuje kolejne gałązki
owocne
Widzimy piękne, w swej wielkości dające
pomoc
Nie znasz, obchodząc wokół nie wystarczy,
dołożyć potrzeba swą moc
Rozmowy ciche, te przez wiaterek szelestem
niesione
I te bliskie tonem podniosłym jak wicher
nieraz bolącym
Poddaje się albo udawanym nie słyszę bo nie
chce być zranione
w otoczeniu wszechstronnym niejako otoczone
pierwotnie
Ale w głębszym zakamarku niczym opuszczone
kroczące samotnie
Z pozoru zawsze ujawniające wrażenie
radości
Tylko jak bardzo wzrok przysłania oczy
duszy
Z roku na rok wierzchnia warstwa grubej
skorupy się kruszy
Kiedy wszystko wokół się rodzi a najgłębiej
doznajemy miłości
Kiedy w pełni słońcem się cieszyć i
wypoczynkiem zwana ta pora
Kiedy ziemia kolorem się mieni a chmury
płaczą coraz to więcej
kiedy biała dama otuli nas i zaprowadzi do
snu
w miejscu gdzie próbą życiową jest
odnalezienie samego siebie
zawsze wtedy gdy gotowość i odwaga staje na
piedestale
Smakuje życiowej mądrości potykając się i
wstając o własnych siłach
Siłę woli dostanie i zaprowadzą gdzie
przeznaczeniem oszustka będzie
Ci nigdy nie rozłączalni u boku stojący
bliscy podporze
Czy myślą ich będzie kompanem podróży się
stać...?
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.