Dusza Buddy
Na bocznicy życia wysiadasz z trudem, po
ostatniej podróży bez słów. Kocem urojeń
przykrywasz oziębłe ciało. Podnosisz wzrok
niechętnie, bo na co niby masz spojrzeć?
Już nie ma tamtych gwiazd i widnokręgów
szalonych jak dusza Buddy.
Zbierasz kwiat z powiek nadczłowieka co
myślą badać chciał wszechświaty. A jednak
skoczył głową w dół. Przechodzisz po
różowych plecach antylopy na drugi kraniec
świadomości. To jawa, czy sen?
Woda żywa jest w najgłębszej studni bez
dna. Masz pieczęć na czole? Jeśli nie, nie
zaczerpniesz i pozostanie tylko pragnienie.
Mógłbyś wypłukać stare bukłaki, ale lepiej
zamienić na nowe, bo młode winno może
rozerwać je.
Chwila popędza chwilę, by zmienić życia
bieg. Ty wiesz, że przemijanie zabiera
wszelki sens. Rozerwij sznury i bij głową w
mur, bo za nim prawda spoczywa
bezszelestnie. Ślady lwa prowadzą dalej niż
sięga wzrok.
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.