Dwóch pławiących się w...
Moje usta wygięły się w uśmiech, na ten
radosny znak. Byłem uszczęśliwiony, bo
nareszcie zostanę sam w domu. ( jak kevin )
Ogólna sytuacja wytworzona powszechną
zarazą, to sprawiła. Zaraz po ogłoszeniu,
że wszystkie placówki oświatowe będą
zamknięte na ten czas. Dostaliśmy telefon
od córki, żeby przyjeżdżać i ratować. A w
ogóle to tragedia. Dzieci zostaną same.
Wszakże jesteśmy emerytami. ( niestety )
Wypadło na moją. - Tak, musisz jechać,
nalegałem. Sprawa ogólnopaństwowa. Ba,
nawet światowa. Trzeba się ratować. -
Musisz zrobić potężne zapasy, bo nie
wiadomo ile to potrwa. Trajkotała moja.
- Tak, tak potrząsałem głową, a w głębi
duszy czekałem chwili, kiedy chata będzie
wolna.
Od dawna w mojej głowie układał się plan,
jak zorganizować sobie życie po swojemu.
Uciec od utartych schematów, zwyczajów,
zobowiązań.
Być samotnym żeglarzem na wzburzonym
oceanie życia.
Próbują zamknąć nas na jakiś czas, ale ja
nie dam zamknąć się w sobie.
Nuda nie wchodzi w grę.
Natychmiast zadzwoniłem do Henia.
- Jeśli będziesz mógł urwać się od swojej,
to wdepnij do mnie.
- Moja wyjechała do dzieci.
- Spróbuję co da się zrobić, oznajmił.
Ja natomiast udałem się do monopolowego i
kupiłem kilka butelek Soplicy pigwowej.
Dwa słoiki gołąbków i pulpety w sosie
pomidorowym.
Po jakimś czasie, zmierzchać już się miało.
Przyszedł Henio.
Mój sąsiad z górnego piętra.
- No co tam, zapytał w progu.
- Ano widzisz, chata wolna będzie bal.
- No bo widzisz Zdzisiu. Z tą zarazą było
dawno przepowiedziane. Weźmy taką
Sybillę,
czy protokoły, nie wspomnę Nostradamusa.
Wszystko się sprawdza. podrapał się po
brodzie.
Miłości nie będzie między ludźmi. Fałsz i
obłuda, podstęp i oszukaństwo. Tylko
pieniądz rządzi. To kara za ludzkie
grzechy, musi być koniec świata.
- No powiedz Zdzisiu, czy to nie prawda.
- Patrzył wyczekująco
- Bo ja wiem, odrzekłem z niechęcią. Nie
trzeba we wszystko wierzyć, co jest
napisane.
Ja wierzę w naukę, a nie w pseudonaukę.
Zarazy i kataklizmy zawsze były i będą.
- No napijmy się lepiej. Bo kto nie pije,
ten nie żyje.
Próbowałem przerzucić rozmowę na inny
tor.
- No bo ty jesteś niedowiarek.
Henio natychmiast mnie przystopował.
- No co, smakuje moja nalewka ?
Do pigwowej dodałem setkę spirtu. Ma aromat
i jest bardziej wyrazista.
- Faktycznie jest dobra.
- Bo ty Zdzisiu w nic nie wierzysz.
Znów zaczął filozoficznie.
- Musisz mieć podane wszystko na talerzu,
udowodnione. A w życiu istnieją zjawiska
niewyjaśnione.
- Ja Heniu nie wierzę w biblijne dyrdymały,
że pstryk i stworzył coś z niczego.
Jeszcze nikt nie stworzył perpetuum
mobile.
Jeśli nawet energia ze słońca, to musi być
przetworzona na mechaniczną lub inną.
Nie mam wiele do jedzenia, ale mogę
przygrzać gołąbki lub pulpety. - Co wolisz
?
Pulpety, bo gołąbki ze słoika mają w sobie
mało mięsa. Sama kasza, albo ryż.
- O! mam jeszcze korniszony własnej roboty,
które lubisz.
- Świetnie.
Otworzyłem kolejną butelkę.
- Czy wszystkie flaszki wzmocniłeś etanolem
?
- Oczywiście, jakże by inaczej, proszę ja
ciebie.
- Ty jesteś Zdzisiu straszny niedowiarek i
ty o tym wiesz. Ale ja cię lubię.
Razem wychowaliśmy się na tym osiedlu. Nie
raz biliśmy się, ale później piliśmy
wódę.
I tak powinno być. Z narodem dzieje się coś
niedobrego.
Niektórzy przyjęli na serio tę
dwubiegunowość narzuconą przez
polityków.
W sumie to przez jednego polityka.
To jest okropne.
- No chluśniem, bo uśniem nadałem ton.
- To, że odszedłeś Zdzisiu od kościoła, mam
szacunek.
Sam nie od dziś zauważam, ile patologii
jest w tej instytucji. Taką mam rodzinę.
Ty, to co innego. Wżeniłeś się w inny
układ.
Dzisiaj moja uczestniczy we mszy w
telewizornii. Mnie do tego nie zmusza.
Idę do drugiego pokoju poczytać. oby tak
zostało.
- Wiesz Heniu, że ta absencja w kościele,
może odbić się w usługach, muszą jakoś
wyrównać straty. Już zbieraj kasę. Za rok
będziesz miał komunię wnuka.
Kościół i tak dostaje olbrzymią dotację z
budżetu państwa. Ale ciągle mało.
Zamknięty krąg bez wyjścia.
- Napijmy się Heniu, to tylko nam
zostało.
My niedługo odejdziemy. Każdy do swoich
wymarzonych krain.
- Wiesz, jakie zapasy zrobiła moja. Istna
hurtownia. Każda wolna przestrzeń
wypełniona pudełkami. torbami.
- Pamiętasz Heniu moją babcie Janową.
Miała zawsze woreczki uszyte własnoręcznie,
pełne grochu, kaszy, cukru itp.
Była w każdej chwili gotowa do ewakuacji.
Żyła w czasach, kiedy w każdej chwili
trzeba było wrzucić niezbędne rzecz do
płachty, prześcieradła . Dzieciaki pod
pachę i w drogę. Z różnych stron świata
przychodziło zagrożenie.
Coś w genach zostało.
- To co Heniu. Przyjdziesz jutro.
- No przecież, ze tak. Wezmę od siebie coś
na ząb.
Szkoda, żeby się zepsuło.
Mamy zakaz wychodzenia z domu, a my w bloku
to jedna rodzina.
( być może nastąpi dalszy ciąg )
Komentarze (5)
na szczęście jestem abstynentem ...
Ja wolę wódkę na spirytusie pół na pół, palę łyżeczkę
cukru na karmel i wrzucam z dwa ziarna anyżu. Musi
postać, żeby się przegryzła i z lodówki. Nigdy nie
miałam po niej kaca. Więcej w opowiadaniu było
namawiania do picia :) Czekam na więcej treści... :)
Dobranoc :)
Witaj.
Bardzo ciekawie i z wielkim zainteresowaniem
przeczytałam i z przyjemnością.
Aby tylko ta przyjaźń, znów nie skończyła się
okładaniem po twarzy.:)
Pozdrawiam serdecznie.:)
przeczytałam jednym tchem...
chętnie przeczytam drugim
cdn. :)
pozdrawiam
beano:))
oby ta przyjaźń przy kieliszku (przy flaszkach!) nie
skończyła się ciupażeniem...