dwudziesty czwarty
idąc nie spotkałem człowieka
był tylko pies marnotrawny i kilka bogiń
wszystkie głodne i nagie
grzech zerwał się z łańcucha
gryząc niewiniątka w szczurzym pośpiechu
chodnikiem przebiegły kolejne wieczory
bez całusków nad dobranoc
ostatnią windą zjechało przebaczenie
rozdając espumisan wzdętym i
roztargnionym
na pohybel grabieżcom
czas odbił się piwem
Komentarze (6)
Podoba mi się. Pozdrawiam.
Bogactwo metafor - przebaczenie rozdawało espumisan...
Z podobaniem :)
Dobry wiersz i świetna puenta.
Pozdrawiam serdecznie :)
Fajne metafory.
Skoro peel idzie to puenta rozumiem wyważona :)
Pozdrawiam :)
Podoba mi się.
Zakończenie bardzo trafnie podkreśla frustrację i
beznadzieję.
Gratuluję i punktuję