Dybuk
Gdzieś słyszę kroki w oddali
Wyczuwam zapach potu z koszuli
Przez miesiąc mu ją robiłam
Bo nie miał Janko matuli
Co by mu miskę mleka
Nocą, gdy go w zaświaty wzywano,
Podała, czoło kapustą obłożyła
Nie mógł spod szponów jego
Janko się dźwignąć i krzyknąć: „Mamo!”
Toć ja go tuliłam nocami
Jak dziecko piersi czepione
A on mi pocałunkami
Lico pokrywał spocone
A dzisiaj już nie ma Janka
Choć widzę go nadal zmrokiem
Lecz żadna nie chce kochanka
Co pod diabelskim urokiem
Choć głosem do niego podobny
I oczy ma przecież Jankowe
Toż ja nie jestem wiedźmą
By czart mi odwiedzał alkowę
Chodzi to za mną i wyje
I lament za sobą niesie
Że kości mu łamie i parzy
A ciało próchnieje w lesie
Już koszul mu nie uszyję
Mech jego nagość pokrywa
I zamiast mych gładkich dłoni
Wilcze pazury skrzywione
Obejmą Jasieńka po szyję
Zamiast mych ust słodyczy
Spijać mu krew przychodzi
Z dziobów kruczego stada
Które tuż przed odlotem
Skrzydeł Jasiowi użyczy
Komentarze (2)
Doskonale zrobiona mroczna niesamowitość. - Gratul!
Pozdrawiam serdecznie:)
Juz lubie ten wiersz:)