Wiersze SERWIS MIŁOŚNIKÓW POEZJI GRUPA AUTORÓW BEJ

logowanie
Zaloguj
Nie pamiętasz hasła?
Szukaj

Dystanazja (fragment mojej 4....

VII. Ogniostych

- Kłamiesz, Judasz! - uśmiecham się patrząc w błyszczące oczy.
- Nie jest podszyta wojną. Rozejrzyj się: to zwykła dziura jakich tysiące, wyprysk na mapie Którejś-Tam RP. Wydaje ci się, że słyszysz krzyk palonych żywcem w stodołach i spichrzach Żydów, Ormian, Olędrów, prawosławnych Gruzinów, starocerkiewnych Izraelitów z Bułgarii; wyobrażasz sobie nie mieszczące się w głowie masakry, rzezie, ludobójstwa, gwałty, jakie miały tu miejsce w miejsce w minionych wiekach; krztusisz sie dymem, który kłębi się nad zgliszczami synagog i drewnianych kapliczek. Łudzisz się, że w tą ziemię wsiąkły hektolitry, pękate gąsiory krwi, łez, że przyjęła ona niezliczone razy, była krojona gąsienicami hitlerowskich czołgów, tratowana kopytami koni, którymi jechali czerwoni od samogonu Bloszewicy, Szwedzi, Tatarzy, Turcy i Osmanie. Myślisz, że każdy jej centymetr kryje w sobie łuski, odłamki szrapneli, rękojeści szabel i mieczy, czaszki hetmanów i ciur, zaśniedziałe ordery, strzępki sztandarów; że wystarczy wbić łopatę, ledwie podważyć darń, w dowolnym miejscu rozpocząć wykopaliska - i po chwili ukażą się artefakty, zabytki klasy zerowej, albo i minus pierwszej, ziemia armalnowicka zacznie oddawać skarby, odsłaniać kości swoich obrońców.
A tymczasem - guzik. Z pętelką. I na dodatek - nie od oficerskiego munduru. Z tego co mi wiadomo, w tym rejonie nie miały miejsce jakiekolwiek walki, od niepamiętnych czasów wszelakie, nawet najkrwawsze konflikty rozgrywały się - jak to się mawia w bajkach - za siedmioma rzekami, były dla Armalnowiczan równie odległe, co Canis Majoris, Warszawa, czy inna zamorska galaktyka, gdzie ludzie chodzą do góry nogami, z powodu odwrotnej grawitacji wykształcili na czołach i potylicach po parze małych, ale całkiem zwinnych nóg i rączek.
Tutaj - pomijając historię Mirka - zawsze było, jest i będzie spokojnie; ludzie zamiast krwi mają majonez, albo musztardę, są - włącznie ze mną, oczywiście - jakby rozgotowani, albo rozwodnieni, cechuje ich, nas, coś na kształt spleenu. I, niestety, ale muszę to przyznać - krystaliczna, czyściuchna zawiść. Jeden z drugim znudzeniec, ciasnopoglądowy kato-nacjonalista najchętniej utopiłby drugiego w łyżce gnojówki (bo wody - szkoda!).
Choroba ciężka, Judek, czasami zachodzę w głowę - gdzie przyszło mi żyć? Nie, żebym się wywyższał, kiciu, ale sam przyznasz - to burakoterium, kraina mazi, plastelina, którą na bank się zatrujesz, bo skoro na opakowaniu nie widnieje napis "Non toxic" to znaczy, że jest najgorszym jadem, kwaso-ługiem, substancją stworzoną w laboratorium piekielnym przez samego mistrza Twardowskiego, który w tej legendzie przeszedł był na ciemną stronę mocy.
Widzisz, kiciul, jaki paradoks: z jednej strony - populacja stagnatyków, wręcz dumnych z nicnierobienia, zasiłkowicze ozdabiający sklep i jego najbliższą okolicę kiwając się z rękami w kieszeniach, żywe posągi przedstawiające zmarnowany los, nudę, brak perspektyw, ale i życie rujnowane na własne życzenie, odwzorowywanie (z jakich powodów, kto wie?) losu serialowego Ferdynanda Kiepskiego, z drugiej zaś - rdzewiejące żyletki, brzytwy, zwoje kolczastego drutu noszone w głowach; pozbawiona sensu, bezinteresowna nienawiść, bycie bohaterami kolejnej pajacjady, neoMiauczyńskimi z kultowego Dnia świra.
Mściwość, nieufność, spoglądanie na siebie wilkiem, szakalem. W powszechnym użyciu jest język polskowarkliwy, regionalna odmiana więziennego slangu, wulgarna gwara. Język-zdrobnienie od "jęz", przepełniony sztucznymi eufemizmami, nadbużańską łaciną, zmieszany z białoruskim, ukraińskim i choroba wie jeszcze jakim. Narzecze dzikich świń, warko-kwik, jakim posługują się otyłe laski z rodziny suidae, loszencje okołoremizowe (w tych stronach naprawdę łatwiej jest spotkać trójokiego Elvisa, niż normalną, eteryczną, niezapasioną maciorę o ego równie wielkim, co słupowate nogi, albo usiane piegami i potówkami piersi-olbrzymie globusy przedstawiające nocne niebo), cwaniaczkowie obli jak płazińce, czy inne łazimendy.
Jestem za cienki w uszach, na dodatek nie pokończyłem odpowiednich szkół, by bawić się w socjologa, czy socjoterapeutę, próbować zdiagnozować resztę wad (letalnych, rzecz jasna!), na jakie cierpią moi współtowarzysze niedoli.
,,Nienawidzę was, gnoje!" - chciałoby się niekiedy (ochota wzmaga się wraz ze wzrostem liczby obecnych we krwi promiląt) wrzasnąć z okna najwyższego budynku (dom W...-skich, buraków i dorobkiewiczów), albo stojąc na dachu od niedawna opuszczonej szkoły. Kolejne miejsce właśnie obraca sie w gruzy, pozostawione na pastwę złodziei i dewastatorów. Niczym Perełka.
Niepilnowany maleńki moloch (sic!) w rok - dwa zmieni się w smętne resztki, zemnie się w kulkę, jakby był żywa kartką papieru, schowa do własnego wnętrza, do skorupy. Zapadnie w sobie. Jego pokruszone kości przebiją skórę.
Ech, wiesz, że sam nie jestem lepszy, zdarza mi się zwinąć to i owo, zapierdzielić drewno z lasu, jakiś złom. Gdy mam chęć, najdzie swoiste natchnienie - biorę, co w łapy wpadnie, nie oglądając się, czy przedstawia jakąkolwiek wartość, da się upłynnić, czy jest mi, bądź komukolwiek, potrzebne.
Niekiedy przytulam bezwartościowe śmieci, jak choćby ostatnio - starą, nie używaną ze trzydzieści lat baterię do pastucha elektrycznego.
...nie chcesz? To już czym mam cie karmić? Szampanskoje i kawior dla pana szanownego? - biorę Judasza na ręce i niosę do pokoju.
- Wątróbka nie smakuje... Przegłodszisz się z pół dnia, to będziesz żarł.
...no nie! Zejdź! Na głowę człowiekowi byś wlazł! Spadaj, idź se na myszy. Albo lepiej: pogrzeb w popiele. Może policmajstry nie zeskrobały wszystkiego, trochę dobrze przypieczonego mięska zostało w zgliszczach, pomiędzy czarnymi belkami, przysypana nieostygłym gruzem, leży rączka, albo nóżka...
Dobra, żartuję, trzymają się mnie szczeniackie dowcipasy. Im jestem starszy, tym rozpaczliwiej próbuję walczyć z upływającym czasem, zatrzymać nadpsutą, zdychającą młodość, zakonserwować ją w weku z formaliną, albo zasuszyć w wędzarni. Śmieszkuje mi się jak ostatniemu szczeniakowi, a przecież w samobójstwie Mirka nie ma nic zabawnego. Okropna tragedia, na dodatek - jedyna w historii wsi.
Czemu to zrobił? Aż tak bardzo przygniatała go presja obyczajowa nakazująca równanie w dół, urawniłowka? Żyjąc w społeczeństwie chamopariasów, rosnąc w zagonie buraków ciężko jest być innym, choćby starać się zapuścić skrzydła, wytworzyć je u ramion siłą woli. A on, biedaczysko, ostatnimi czasy podnosił się z gleby. I wyszło, jak wyszło.
Sumiennie przepijając każdy grosz był taki nasz, taki swój. Jak fetor obornika. Ech, dureń, czemu próbował zamaskować go wodą kolońską? Przez Bachę z Opieki? Ani ona inteligentna, ani ładna; jedyne co ma, to ego...
Podobno miłość jest ślepa, ale żeby aż do tego stopnia? Czy można mieć aż tak bardzo zniekształcony własny obraz, nie dostrzegać miliona aż bijących po oczach wad, będąc biednym jak mysz kościelna, bezzębnym trunkowcem uważać się za jedenasty, czy pięćset ósmy cud świata, narcystycznie roić sobie, że ma się jakiekolwiek szanse u nabzdyczonego babsztyla; aż do tego stopnia myśleć życzeniowo, że aż spuchnąć od tych myśli; sprawić, że głowa, nadęta niczym balon braci Mongolfier, uniesie cię, nieszczęsny mitomanie, między chmury?
Nie mogłeś żyć jak dawniej, od zasiłku do zasiłku, kisnąć spokojniutko za sklepem z butelczyną Argentyny mocnej (3,25 za flaszencję 0,75 litra), albo n-tym piwem? Trzeba było wleźć w mit, próbować urządzić się wewnątrz nieziszczalnej mrzonki, wprowadzić się do nierealnego pomysłu, niczym do mieszkania socjalnego i urządzać je wedle swojego gustu, malować ściany na pistacjowo, wnosić stare i zniszczone meble?
Żeby ona choć dobrocią grzeszyła, albo jej uroda była ponad...
...złaź z okna! Znowu coś zrzucisz, będę musiał sprzątać!
...- zrozumiałbym. Oto trafiła się lilija, bieluchny kwiat wyrastający z dołu kloacznego, róża kiełkująca wewnątrz sławojki. Ale Baśka? Ani figuty to-to nie ma, jest zwalista, przysadzista, rzekłbym nawet: dorodna z niej maciora; ani nie jest miła. Charakter przekupy, wiecznie kłócącej się o byle bzdurę, pyskatej, pyszczącej hetery. Jędza po prostu, napuszona i szczycąca się, że nie pracuje na roli, jak większość Armalnowiczan, dumna urzędnicha, której najlepiej wychodzi darcie mordziaki, nad sprawy papierkowe przekłada zwykłe, prostackie awanturowanie się.
A ten dureń zobaczył w niej, niczym w piosence Hey, którąś z boskich cech. Przekupa pozbawiona krzty sumienia oczywiście miała gdzieś, albo udawała, że nie docierają do niej sygnały o nagłym przypływie uczuć eks-pijusa.
Może to i lepiej, znając ją, w dosadnych słowach wyśmiałaby Mirasa, wycharczałaby biednemu fantaście, co sądzi o jego głębokim uczuciu.
...a może to nieprawda? Istnieje przecież cień szansy, maluśkie prawdopodobieństwo, że on tak sam z siebie, nie powodowany samczą chucią, pragnieniem znalezienia miłości, ułożenia sobie życia w ramionach pani Juszczyńskiej, postanowił się zmienić, powziął zamiar...
...jeszcze jeden taki numer - i wypad! Ja nie drapak!
...Początkowo nikt nie zwracał uwagi na jego absencję. Każdy w końcu ma prawo źle się poczuć, być przepitym, albo - co w przypadku Mirka raczej nie wchodziło w grę - zwyczajnie bez powodu nie mieć ochoty na alkohol.
Całe Armalnowice skupiły wzrok na biednym samobójcy in spe dopiero wtedy, gdy największy moczymorda, niegdysiejszy stały bywalec w sklepie zaczął pojawiać się rzadko, najwyżej raz w tygodniu, w dodatku - odmieniony. Porwane dresy zostały zastąpione używanymi co prawda, ale zawsze dżinsami, gumofilce ustąpiły miejsca adidasom, również z ciuchlandu. Koszula i sweter postpijaka nie były wymięte, wyświechtane, czarne od brudu, za paznokciami nie kwitły beżowe kwiaty. W ogóle cały Miras był jakiś inny: nadspodziewanie czysty, ogolony. Do tego - pachniał. Dezodorantem.
- To wszystko? - zdziwiła się Mikołajczykowa, sprzedawczyni, słysząc, ze alkoteista, wyznawca tanich procentów, tym razem bierze tak cudaczne produkty, jak czekoladki, jogurt, mortadela. I ani jednej butelczyny! On! Chyba ostro przedawkował ostatnimi czasy...
- ...kiciul, weeeź...
W ciagu miesiąca we wsi wybuchła granda: najpijańszy z mieszkańców nie dość, że kategorycznie odmawia, nie daje się wyciągnąć nawet na maluśkie, karmelkowe piweńko, stroni od ludzi, zamiast zadręczać ich alkomądrościami, nie szlaja się z butliną od domu do domu częstując kolegów, to jeszcze zaczął, o zgrozo, dbać o obejście: wykarczował puszczę dookoła domu, przez co ten przestał wyglądać, jakby był opuszczony w latach sześćdziesiątych ubiegłego stulecia, obielił wapnem elewację obory, wyzbierał walające się po podwórku puszki, zardzewiałe konserwy i szklaną stłuczkę, poprzybijał odpadłe sztachety.
Do tego - mówi inaczej, nie, żeby od razu po miastowemu, próbował zgrywać erudytę, filozofował, zahaczał o sprawy transcendentalne, egzystencjalne, albo chociaż pieprzył o polityce, powstających co rusz nowych frakcjach, półpartiach faszyzo-mienszewików, czy snuł teorie spiskowe odnośnie zabójstwa Narutowicza, jak twierdzi coraz większe grono nawiedzeńców - zamordowanego przez kosmitów...
W jego słowach, artykulacji, mimice dawało się wyczuć chłód i dystans, jakby za wszelką cenę unikał dialogu, prowadząc go, odpowiadając na pytania starał się zbyć rozmówcę, myślami był gdzieś daleko, bujał w stratocumulusach, rozczesywał cirrusy.
Umysł Mirka zaprzątały sprawy większej wagi, niż gadka-szmatka o pszenżycie, oraniu, zbliżających się wyborach sołtysa, kombajnie, jaki komornik zabrał Kazikowi. Czasami zdawał się być ponad, częściej jednak - obok, rozmijał się z rzeczywistością, na własne życzenie nie przystawał do niej, tworzył swoją własną, zbijał mały wyraj, krytą klonowymi liśćmi szopę, gdzie mógłby całymi dniami oddawać się nowej pasji - rozmyślaniu o innych, wyrazistszych gatunkach światów, hordach planet biegnących samopas przez nocne niebo, zdziczałych gwiazdach o ludzkich twarzach.
Obśmiewano tę mirkową metamorfozę jak tylko się dało, a gdy wszelkie próby realkoholizowania go spełzły na niczym, brać wioskowa, niepogodzona z faktem, że miał czelność przerwać lot w dół, a nawet (chamidło pierwszej wody!) zaczął dźwigać się z dnia, postanowiła uprzykrzyć mu życie w dość ordynarny (w końcu czego się można spodziewać po mieszkańcach wypełnionego samogonem krateru?) sposób. Dorabiano mu różnorakie mordy: najpierw- sekciarza, bredzono, że wstąpił do Mormonów, Satanistów Dnia Siódmego, Adwentystów Konceptualnych, że związał się z ruchem Raelian, Szejkersów, albo przeszedł na radykalny islam, co było równoznaczne ze wstąpieniem w szeregi Al-kaidy, i pewnie teraz knuje pan Mirek, przyszły szahid, jakiś zamach, obmyśla, gdzie i kiedy wysadzić się w powietrze, kleci w zaciszu domu o świeżo odmalowanych okiennicach, brudna bombę, pakuje do niej gwoździe, hacele, śruby, podkładki i całe garści śmiercionośnych wirusów: HIV, SARS, Ebolę, wirusa odejścia od wiary przodków.
Pewnie na ścianach wysprzątanych izb wiszą flagi ISIS, prześcieradła z wymalowanymi na nich szahadami, sufit pokrywają cytaty z Koranu.
Czując, że plota religijna nie odnosi spodziewanego efektu - nie rozprzestrzenia się na sąsiednie wsie, nie jest dość złośliwa i lotna, by żyć długie miesiące, że po zaledwie tygodniu wytraciła impet, ludzie stracili zainteresowanie Mirkiem i jego hipotetyczną nową wiarą, bo i co ich w zasadzie to obchodzi, niech się modli, chłopina, do kogo chce, może nawet do skarabeusza, jak to miało miejsce w starożytnym Egipcie, na razie nikomu nic złego nie robi, nie obnosi się, nie nawraca na siłę, jak Świadkowie Jehowy, to jego sprawa, bycie przechrztą to nie taka znowu zbrodnia, mamy w końcu XXI wiek, a nie wieki średnie i to,e ktoś zmienił wyznanie prawie nikogo nie szokuje, a już na pewno nie budzi zgrozy; w zasadzie to dobrze, że rzucił wódę, zszedł z równi pochyłej, lepsza kocia wiara, niż zapicie się na śmierć - obmawiacze wymyślili nową bajuchę. Kolejną po schizofrenii, w którą też mało kto wierzył.
Trudno ustalić, kto pierwszy zaczął rozpowiadać, że za mirkową przemianą stoi baba. Podejrzewam dwie osoby: Artura, najgorszego plotkarza w powiecie, oraz Adelkę. Mniejsza o to.
Może i rzeczywiście coś czuł do tej, czy innej kobiety, ogarnął się bez powodu, sam z siebie pewnego dnia uznał, że nie chce dłużej tak żyć, wegetować właściwie w slumsach, zakrzaczonej melinie, że nie jest całkowitym dnem, istnieje dla niego światełko w tunelu, nikły promyczek, iskieruchna nadziei, albo - w co wątpię, bo Miras niespecjalnie słynął z religijności, chodzącego po kolędzie księdza nie przyjmował nigdy - którejś delirycznej nocy miał objawienie, anioł pański zwiastował mu powtórne narodzenie, w świetlistych, gorejących dłoniach przyniósł alkonaucie esperal, po czym, naciąwszy złotym skalpelem pośladek pijusa, wszył tenże, przy pomocy diamentowej nici i szczerozłotej igły.
Fama o wielkiej miłości Mirka, jego obsesji na punkcie Bachy Juszczyńskiej, rozpełzła się lotem błyskawicy, była niczym elektryczny wąż. Co tam inne wyznanie! Seks mu się marzy, wyrychtował chałupę, bo chce zrobić jak najlepsze wrażenie! Dżentelmena świruje, żul! Pewnie łoi co noc, przy zaciągniętych zasłonach, samogon, butla za butlą, pędzi w stodole mi ma nas za pierwszych naiwnych, co to uwierzą, że taki łachudra ni z gruchy, ni z pietruchy postanowił wziąć się w garść.
Przyznaję - do tej pory przypuszczam, że jest w tym sporo racji, jakoś nie mieści mi się w głowie dobrowolna i całkowita abstynencja tego człowieka. Był przecież w ostatnim stadium nałogu, kompletnie zniszczony, zdewastowany, wręcz przemielony przez alkohol. Cud? Obstawiałbym raczej zmianę obiektu uwielbienia, z jednej substancji psychoaktywnej na drugą: miłość do butli została wyparta przez fantazje o kobiecie, związku z nią.
Myślę o tobie, Mirku. Dumam bez cienia współczucia, bardziej jak domorosły psychoanalityk-mag, profesor kierujący katedrą haruspicji; z nadpalonych wnętrzności usiłuję wyczytać, jakie motywy tobą kierowały. Czemu, do ciężkiego licha, tak przejąłeś się obmową lumpenkolegów?
Aż tak bardzo zatęskniłeś za przeszłym życiem, a wszywka - jeśli ją miałeś - nie pozwalała rychło wrócić do tankowania? Marzyłeś, by z powrotem była twoja era, alkozoik?
Czy jednak plotkarze mieli rację i wszystkiemu winna była baba (doprawdy - trudno ją obdarzyć cieplejszym określeniem)?
Jestem parodią haruspika - bo wieszczę przeszłość (sic!), staram się wniknąć do wnętrza nieistniejącego już mózgu, poznać myśli żula.
Jak na razie - idzie mi gorzej, niż średnio, słyszę jedynie nieludzki krzyk, twój, Mirku, wrzask leśnych, przerażonych dzikusów, uderzenia ich serc, czuję ciężki puls. Żar... tak, cały jestem żarem, jem go, krztuszę się gorącymi kamulcami. Z twojej marskiej i zrakowaciałej, toczonej przez HCV i HCC wątroby wyczytuję czysty ogień. Widzę w nim dwie postaci. Jedna bez wątpienia jest otyła.

Dodano: 2018-10-04 13:03:31
Ten wiersz przeczytano 3302 razy
Oddanych głosów: 11
Rodzaj Biały Klimat Obojętny Tematyka Dla dzieci Okazje Dzień Dziadka
Aby zagłosować zaloguj się w serwisie
zaloguj się aby dodać komentarz »

Komentarze (23)

AMOR1988 AMOR1988

Ja Cię kręcę niesamowity rozdział i to dla dziecka :)

Dariusz Kut Dariusz Kut

EWA KOSIM

PRZEPRASZAM ZE NIE NAPISAŁEM DO PANI PRZEZ PER PANI

Dariusz Kut Dariusz Kut

EWA KOSIM
BROŃ BOŻE NIE POMAWIAM TYLKO REAGIKE NA SŁOWA PANA
GREGCEM.
JEŻELI JEST TAK JAK TY MOWISZ TO BARDZO PRZEPRASZAM
PANA FLORIANA KONRADA I ODSZCZEKIJE TO CO NAPISAŁEM.
PANIE FLORIANIE ZROBIONO ZE MNIE GŁUPKA NA STARE LATA
JESZCZE RAZ PRZEPRASZAM ZA MÓJ KOMENTARZ

Ewa Kosim Ewa Kosim

Z jakiej gazety? Co wy mówicie!!! Czytałam powieść
Florka która została wydana. Florek pisze zawsze
najpierw w rękopisie później przepisuje do Worda.
Oskarażenie plagiatu powinno być poparte źródłami
inaczej jest to pomówienie.

Gregcem Gregcem

przepisujesz to wszystko z gazety? to przecież
plagiat! a jeżeli już to nie przepisuj z "brukowca"

Florian Konrad Florian Konrad

program Word mi się zbiesił i nie poprawia wężykiem
literówek, stąd ich tyle. ALE- APEL DO WSZYSTKICH- nie
róbcie, proszę, ze mnie debila, przymuła, pijaka, nie
wiadomo, kogo. Ortów nie robię od dziecka, ort
wynikający z literówki to nie ort :))). sam nie
skasowałem nic

Agrafka Agrafka

Alkozoikiem mnie kupiłeś.
To takie pogaduchy do poduchy, myślę sobie, że fajnie
by się tego słuchało, może nawet bardziej niż czytało,
bo to taki styl jak dla mnie. Jakiś stand-up może.
Życzę powodzenia, ale te niedopięte guziki w postaci
literówek to jednak nieprofesjonalizm, jeśliś pisarz
(to jednak gruba sprawa). Wiesz, jak się sprawdza,
człowiek sam najlepiej widzi, co czasem jeszcze trochę
krzywe, i nie tylko o ortografię chodzi. Powodzenia w
każdym razie.
Myślałam, że sam skasowałeś poprzedni rozdział. Ale
dziwne rzeczy.

Florian Konrad Florian Konrad

oj tam - literówek :) Dzięki. Poprzedni fragment
został USUNIĘTY PRZEZ MODERACJĘ :(

filutek82 filutek82

Przeczytałem ten i poprzedni tekst, który gdzieś się
zapodział.
Nawet sprawdziłem, kto to był Jihadi John. Jak tamten
rozdział znużył mnie, chociaż doszedłem aż do płotu,
to tu, lekkie zaskoczenie.
Czyta się dość płynnie, pomimo wielu literówek, treść
mnie wciągnęła, uśmiałem się, z kota Judasza, toś go
ochrzcił.
Mam nadzieję, że inne rozdziały, będą równie barwne.
Pozdrawiam.

Florian Konrad Florian Konrad

dzięki. to jedna z wielu historii, jakie składają się
na książkę. pozdrawiam.

fatamorgana7 fatamorgana7

Wyobraź sobie Florianie, że przeczytałam całusieńki
tekst. O ile historia Mirka jakoś mnie nie porwała, o
tyle charakterystyka całej zbiorowości wydaje mi się
niezwykle trafna.
Pozdrawiam :)

Florian Konrad Florian Konrad

dlaczego przesada? to pełnowymiarowa powieść, nie
opowiadanie. mogła mieć i pięćset stron :)

Florian Konrad Florian Konrad

dziękuję. literówy to moja łechtaczka Achillesowa

użytkownik usunięty użytkownik usunięty

tu miejsce w miejsce- powtórka?
krztusisz sie-ogonek
Bloszewicy- lit?
nie używaną- chyba łącznie?
ze alkoteista -kropeczka
i to,e - ż brakło
mi ma nas- m

Strasznie dużo się dzieje w Twojej głowie Florianie :)

Przeczytałam uważnie :)
Pozdrów kota :)

Dodaj swój wiersz

Ostatnie komentarze

Wiersze znanych

Adam Mickiewicz Franciszek Karpiński
Juliusz Słowacki Wisława Szymborska
Leopold Staff Konstanty Ildefons Gałczyński
Adam Asnyk Krzysztof Kamil Baczyński
Halina Poświatowska Jan Lechoń
Tadeusz Borowski Jan Brzechwa
Czesław Miłosz Kazimierz Przerwa-Tetmajer

więcej »

Autorzy na topie

kazap

anna

AMOR1988

Ola

aTOMash

Bella Jagódka


więcej »