DZIECINA
Było kiedyś dziecię słabe
Mokrą główkę miało…
Było nagie!
Ochoczo w błocie się maczało
A błoto rosło i krwią przelało -zaszczyty
Świata
Mawiało –dlaczego –skąd natura
zła?
Gdzie ono zrodzone!
Któż mu płód odstąpił aby żyć!
Choć stópki miało małe-w sercu duży
wałek
Który zbierał i wałkował
To co brudne zgnieść próbował
Życiem swoim rosło ciasto
Kruche
Małe
Delikatne
Spokorniałe
Choć uparte
Kuje czasem go niezgoda
Ludzkich pomieszanych serc
Zatwardziałych –pogubionych dusz
Popłochem jakby kurz
Co osiadł i zasiedział
By niezmytym pozostać
Kurz i osiadł na kruszynie
Co chleb piekłam pracowicie
Serce ciasta się pogięło
Wywróciło- i przyklękło
Jak tu iść pytało duszy
Co zadało jej katuszy wór
Oną uśmiech obdarował
gdy posłyszał szept poprawy
idź
powracaj i …
przebaczaj
jaki tobie przebaczone …
jest i będzie
póki pojąc pragnąc będziesz
trudy Świata
umiłowanego
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.