dziękuję :*
Gdy powoli wszystko się burzyło,
on przyszedł,
kilkoma słowami najpierw załagodził upadek,
a pozniej zapobiegł całkowitemu
zburzeniu...
Pomalował swiat
wlewając w oczy nadzieję...
Narysował uśmiech z moich łez...
Bolesne słowa łapał zanim wydobyły się z
ust...
Zebrał okruchy mojej pewności siebie
i skleił, bez sladu, ze kidykolwiek była
pęknieta...
Chwycił mnie za ręce i pomógł wstać,
wtedy, gdy wszyscy mnie mijali i blokowali
ruchy...
zabraniali sie podnieść...
Dał mi słowa,
którymi wyleczył ranę, która goiłaby się
sama przez bardzo długo...
a dzięki temu okazała sie małym
draśnięciem.
Dał mi spokojne myśli, gdy zasypiam...
Dał poczucie pewności w świecie,
gdzie wszystko mnie zaskakuje...
Teraz...
mam nadzieje, ze pomoze mi tak trwac
dłuzej...
nie odejdzie już tak, jak wczesniej...
bez słowa...
ze jeśli odejdzie to tylko wtedy,
gdy nauczy mnie zyc z tym co mi dał.
Zyć nie chwile...
ale do konca...
i nie spotkam nikogo,
komu bede musiala to wszystko oddac...
dostając w zamian ciągle niezrozumiałe
zarzuty...
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.