DZIEN
Czy odwieczna wedrowka slonca po niebosklonie nie moze byc ciekawym tematem
Dzien chylil sie ku koncowi
Znuzony usiadlem na miekkiej trawie
Ostatnie promyki zachodzacego slonca
zanikaly
Cieplo rozchodzilo sie po nogach
Dookola gestnial mrok
Noc zaczynala panowanie Swe
Czas w ktorym ja cicho byc musze
Albowiem nie mam wladzy nad Noca
Zapadlem w blogi sliczny sen
Obudzilo mnie tak jak codzien od tysiacleci
slonce
Niebo blekitnialo
Jutrzenka wesolo blyskala nad horyzatem
Mgla snula sie leniwie
Ponad gleboka tonia jeziora
Tedy to promienie slonca dotknely drzew
One to zadrzaly w rozkoszy az po
korzenie
To z kolei obudzilo trawe az zaszemrala
laka
W cisze wdarl sie tetent konskich kopyt
Rumak w szalenczym tempie przebiegl obok
jeziora
Za nim wiatr przetoczyl sie po dolinie
Rozwial on resztki mgly
I ostatki sennosci z oczu moich
Wstalem rzeski jak dzionek
I udalem sie w dalsza wedrowke
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.