Dzień dnia
noc kiwa zalana głowa
drzewa niosą rankiem wschód
blaszany terkot nieba
przesuwany asfaltem wzdłuż
ściera murem ołowiu łąkę mgły
linami cichną ptaki
a krojony krzyk topoli
za namiotem leśnej cytadeli
krwawi żywicą promieni
nagle został dzień dnia zbudzony
z pod naszych własnych cieni...
Ten wiersz jest na próbę... Nie liczę na to że zostanie przez was przyjęty... Poprostu... natchniony Czechowiczem ;) A pobawcie się pierwszym wersem i ile ma znaczeń?
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.