Dzień gospodarczy
Dalszt ciąg wspomnień część VII
Dzisiaj dzień jest gospodarczy.
Dla każdego pracy starczy.
Każdy z kumpli marzy o tym
aby lekką mieć robotę.
My zaś z Jurkiem łamiemy głowę
Jak tu ciuchy zdjąć polowe.
i na miasto ruszyć w tany.
Wypić browar , spotkać damy.
Sztuczka taka nie jest prosta,
z koszar ciężko się wydostać.
Łypiemy okiem na „Mongoła”,
może ten nas dziś zawoła ?
Przecież chałupę swą odnawiał,
więc roboty jest tam kawał.
On też spostrzegł nas w szeregu
i nadaje sprawie biegu.
Potrzebuję dwóch żołnierzy
bystrych ,sprytnych jak należy.
Aby miasto dobrze znali !
Ciężkiej pracy się nie bali !
Razem z Jurkiem się zgłaszamy
czyste ciuchy zakładamy.
No nareszcie już za bramą.
Szczęście przyszło widać samo.
Obaj wspólnie pierwsze kroki
kierujemy między bloki.
Tam chłopaki nam mówili,
co się zeszłym razem spili
Buda jedna taka stoi,
od piwoszy aż się roi
Browar z beczki tam serwują,
lumpy budę okupują
Rano w obiad czy wieczorem
towarzystwo jest tam spore.
Hajs składamy więc do kupy
i ruszamy na zakupy.
Oto wreszcie jest i budka
więc rozmowa raczej krótka.
Po dwa duże na kłopoty.
i w autobus do roboty.
Jurek mówi do mnie cicho,
dobrze, że nie widzi Zdzicho
Dzisiaj my tu dowodzimy,
więc jak chcemy tak zrobimy.
Już bierzemy gorzki browar,
chłodny z pianką, świetny towar.
Migiem kufel wypijamy,
drugi obok zaś stawiamy
Wiesz co? Mówię. Jak zrobimy?
Gdy na miejsce już dotrzemy
Chałupę szybko wysprzątamy
i zmienimy nasze plany.
Pojedziemy nad jezioro,
tam pijalni piwa sporo.
Może coś tam zapoznamy,
bawią tam też przecież damy.
Wnet kończymy drugie piwo,
Jakiś menel patrzy krzywo.
Od „Kociambrów”* nas wyzywa,
myślę chyba z nas się zgrywa
Jurek ma zaś inne zdanie,
rwie się by mu sprawić lanie.
Tamten dalej gębą kłapie
koleś więc go za łeb łapie.
Już leżymy więc na glebie
Tamten po kieszeni grzebie
krótki z niej wyciąga nóż.
Tego jest za wiele już.
Kopię nogą w jego łapę
prawą ręką daję w japę.
Wnet podjeżdża „WSW”**
są kłopoty myślę znów.
Do gazika nas wpychają
i już na komendę gnają.
Dokumenty im dajemy.
Piwo śmierdzi — zostajemy.
Profos*** bierze nam sznurówki,
pas, portfele i złotówki.
Rankiem musztra na komendzie.
Tak w aresztach bywa wszędzie.
Później ciupa, krzyki, wrzaski.
Nikt nie liczy na oklaski.
Tak skończyło się sprzątanie,
suchym chlebem, twardym spaniem.
Kociambry* —młodzi żołnierze
WSW** — żandarmeria wojskowa.
Profos*** — dowódca aresztu
Komentarze (15)
Działo się...
Pozdrawiam
Rewelka ! Nigdy nie przestanę się zachwycać. :):)
Przeczytałem powoli i z wielkim zaciekawieniem.
Uwielbiam ten cykl, te Twoje wspomnienia.
Jak zawsze z przyjemnością czytam. Kociambrem niezbyt
miło było być, ale za to potem...pozdrawiam
serdecznie.
Jest co wspominać po takich przepustkach;) i z
piosenką na ustach:
"Niech żyje wolność, wolność i swoboda,
niech żyje zabawa i dziewczyna młoda..."
;)
Oj, niewesoło.
Ale teraz jest o czym opowiadać, wspominać, wiersz
napisać.
Pozdrawiam:)
Uff, dobrnęłam do końca:)
Ciekawe te wojskowe przygody,
przy okazji dowiedziałam się co to są kociambry.
Pozdrawiam:)
Czas w wojsku wspominasz z ochotą. Zapadły Ci w
pamięć głęboko. Pozdrawiam serdecznie:)
Chyba warto było się tak narażać ;)
Pozdrawiam z uśmiechem :)
Przynajmniej jest co powspominać.
Miłego dnia :)
Jest co wspominać, choć niewesoło się skończyło.
Pozdrawiam ciepło :)
o jej co ja tutaj....historyjka z piwem po piwie -
koniec marny niestety
Bywa Andrzeju ;-) ale takie wspomnienia też są cenne
:-)
Pozdrawiam z uśmiechem
no cóż, niezbyt wesoło skończyła się ta zabawa.