Dzień mojej śmierci
Dzień mojej śmierci
Był całkiem zwyczajny
Obudziłam się jak zawsze przed czasem
Zjadłam śniadanie i poszłam do pracy
Już po południu byłam zbyt zmęczona
by cieszyć się weekendem
ale przemogłam się i wyszłam z domu
po paru godzinach czas po raz pierwszy
włączył szósty bieg
przed oczyma wcale nie przebiegło mi całe
życie
czułam tylko, że zaraz będzie po
wszystkim
ze już nie dotknę Twojej ciepłej dłoni
nie urodzę nam dziecka
i nie spojrzysz w moje oczy
z tą niewiarygodną czułością
poczułam ciepły letni deszcz
i już miałam iść w stronę światła
Twoja dłoń jakby spod ziemi
Wyciągnęła mnie na świat
Pamiętam jeszcze tylko, że było zimno
A ty tak mocno mnie przytuliłeś
Dzień mojej śmierci
Byłby całkiem zwyczajny
Gdyby nie to, że nie pozwoliłeś mi
umrzeć
Obudziłam się następnego dnia
Jak zawsze przed czasem
Na stole stał wazon z kwiatami
„Jak dobrze, że żyjesz...”
I nawet zimna kawa nie miała swojego
smaku...
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.