Dzień strażaka,czyli impreza
Ida z baru po cimoku,
piwo z puszki se popijom,
ida se drogom,po boku
i auta czasami mijom.
Wroz żech sie potoczył,
bo coś mi migło w oczy,
ktoś na mie z boku naskoczył,
som nie wiym skond, w środku nocy.
Już leża na chodniku,
ratuj - myśla - Florku świynty,
nady mnom dwóch "pałkowników".
"Pan pozwoli dokumenty"
Skond mom wzionś dokumynty,
jo ich zostawił w doma.
"Jedziemy do komendy,
będzie Pan dmuchał w alkomat".
Aż na kolana klynkom,
"Panowie dejcie spokój,
strażacy majom swiynto,
to yno jest roz w roku"
Ale nic nie pomoże,
rynce do zatku skute,
już siedza w radiowozie,
jadymy na kogucie.
W straży dzwoni telefon,
"czy robi tu taki i taki",
już słychac dużo śmiychu,
że jo trefił do paki.
Sprawa już wyjaśnili,
a jo jest już fest słaby,
zawiyźli mie po chwili
dudom, prosto do baby.
Historia powstała mi w głowie,
a jo w bajeczki nie wierza,
uważejcie yno "niebiescy panowie",
bo jo mom jutro dopiyro impreza.
Po to jest nasza władza,
żeby pomogać nam w życiu
lepszy jednak przesadzać
w pisaniu, a nie w piciu...
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.