dziki brzeg
Ostry jak brzytwa, kamienie
leżały martwe, niepotrzebne z innej
bajki.
Kiedy słońce dławiło się sobą
ocean niczym zachłanna kurtyzana
dopieszczał niedostępny klif.
Przedporcie oddychało swoim rytmem
pełno zapachu ryb i majtków .
Obserwowałeś marynarzy, którzy
podpłynęli.
Tawerna tuż za rogiem kusiła
dziwkami spragnionymi
dotyku rumu i taniej miłości.
Słodycz wylewała się na ulicę
ciemnobrunatnym syropem.
Noc wyprowadziła księżyc na spacer,
wtedy marynarze odeszli,
dziwki zdejmowały podarte pończochy,
poprawiały makijaż ,wracały do portu.
Kamienie wytrwale czekały na lunę .
Pozdrawiam wszystkich bardzo serdecznie i bardzo proszę o komentarz. Dzękuję.
Komentarze (0)
Jeszcze nie skomentowano tego wiersza.