Dzikie konie - baśń
Tym razem dla wytrwałych :)) Moja pierwsza próba w prozie - baśń. Bardzo mi zależy na Waszej opinii.
Hen daleko, za górami, za siedmioma lasami,
w bardzo dawnych czasach, istniała kraina,
o której dziś nikomu by się nawet nie
śniło. Każdy, kto przybył w te strony,
przecierał oczy z zachwytu. Na wzgórzu,
otoczonym cudownymi lasami, pełnymi
niezwykłych drzew i bajecznie kolorowych
kwiatów, wznosił się niewiarygodnie piękny
zamek, biały, z wielobarwnymi wieżyczkami,
okazałymi krużgankami, z drogą wysypaną
perłowym piaskiem, która prowadziła wprost
do bramy ze szczerego złota. W zamku żyła
sobie spokojnie, otoczona przepychem,
jedyna córka królewskiej pary. Przecudnej
urody to była dziewczyna, długie blond
włosy w falistych puklach spływały po jej
plecach aż do pasa, twarzyczka delikatna,
wielkie oczy o niespotykanym odcieniu
błękitu, usteczka jak maliny, które zawsze
się uśmiechały, oto cała ona. Do tego
stroje, które przyprawiały o zawrót głowy.
Miała pełne szafy sukni z najdroższych
materiałów, w niezwykłych kolorach,
zdobionych szlachetnymi kamieniami. Nic
dziwnego, że kiedy wyszła z zamku,
wszystkie twarze zwracały się w jej stronę,
a niejedno męskie serce skradła na zawsze.
Ona jednak nie szukała miłości, było jej
dobrze tak, jak żyła. Bała się, że kiedy
opuści zamek, może już nie być otoczona
takim zbytkiem.
Nie wiedziała biedna Nadina, że jej los
został przesądzony już wiele lat temu,
kiedy jako maleńkie dziecko zachorowała na
nieuleczalną chorobę i lekarz dawał jej
zaledwie kilka dni życia. Rodzice szaleli z
rozpaczy, a doktor bezradnie rozkładał
ręce. Kiedy wieść o chorobie maleńkiej
królewny rozeszła się po królestwie,
zgłosił się do zamku czarnoksiężnik,
mieszkający w pobliskim zamczysku, do
którego nikt nie miał odwagi nawet się
zbliżyć.
- Uratuję waszą córeczkę, będzie żyła i
nigdy już nie zachoruje, ale mam warunek –
powiedział Klerton, czarnoksiężnik o złym
sercu.
- Jakiż to warunek? – zapytali udręczeni
rodzice. - Zgadzamy się na wszystko, byle
córeczka żyła.
- Zatem słuchajcie, oto mój warunek. Nadina
będzie żyła z wami w zdrowiu przez 18 lat.
W dniu jej osiemnastych urodzin wyjdzie za
mnie za mąż i zamieszka w moim zamku –
rzekł z wyraźnym błyskiem w złych oczach.
Rodzice nie mieli wyjścia, zgodzili się na
propozycję czarnoksiężnika, mając nadzieję,
że zdarzy się cud i nie dojdzie do
spełnienia danego słowa. Czas jednak płynął
nieubłaganie i oto osiemnaste urodziny
księżniczki zbliżały się wielkimi krokami.
Musieli przygotować córkę do tego, co miało
nastąpić. Kiedy Nadina poznała całą
historię, zrozpaczona uciekła z zamku,
mając żal do rodziców, że tak łatwo
zdecydowali o jej życiu.
- Lepiej, żebym wtedy umarła – wykrzyczała,
zanim opuściła cudowny zamek, w którym
dotąd wiodła beztroskie, wygodne i
dostatnie życie. Błąkała się kilka dni po
lesie, zrozpaczona, głodna i zdesperowana.
Gotowa była umrzeć, niż zostać którąś już z
kolei żoną podłego czarnoksiężnika. Nagle
ujrzała małą chatkę, ukrytą pośród zarośli.
Podeszła bliżej i zobaczyła chłopaka. Nie
był to książę, tylko zwykły drwal, ale za
to jaki piękny! Nieczułe dotąd serce
królewny zabiło gwałtownie. Zakochała się
od pierwszego wejrzenia. On dostrzegł ją
dopiero po chwili, kiedy skończył ścinanie
drzewa. Najpierw oślepił go blask
brylancików, którymi pokryta była mocno już
podniszczona suknia dziewczyny, a potem…
potem spojrzał jej w oczy i brylanty
przestały się liczyć. Liczyła się tylko
ona, dziewczyna jak ze snu.
- Kim jesteś cudowna istoto, syreną,
driadą, czy sennym marzeniem ? – rzekł
zachwycony Jang.
- Jestem królewską córką, właśnie uciekłam
z zamku, bo…
I opowiedziała zdumionemu drwalowi całą
swoją smutną historię. Wiedział już, że
zakochał się w tej niezwykłej dziewczynie i
zrobi dla niej wszystko, byle tylko była
szczęśliwa. Nadina tymczasem myślała, że
nic nie może jej uratować, bo dzień jej
urodzin był nazajutrz i z pewnością Klerton
użyje całej swojej magicznej mocy, by ją
odnaleźć. Powiedziała o tym Jangowi, który
zaczął się zastanawiać, co robić, by ocalić
ukochaną. Nagle sobie przypomniał.
- Nadino, jeśli mi ufasz, chodź ze mną w
pewne miejsce – rzekł do załamanej
dziewczyny, która bez wahania zgodziła się
z nim pójść.
Długo przedzierali się przez gęsty, ciemny
las. Królewna potykała się w ciemności,
krzyczała przerażona, słysząc dziwne
odgłosy, co rusz wydawało jej się, że widzi
jakieś cienie, czasem w mroku błysnęły
złowróżbnie dzikie oczy. Jang widział, jak
bardzo jest przerażona, przytulał ją więc i
dodawał odwagi: „Jeszcze trochę najdroższa,
wytrzymaj”. I oto nagle rozjaśniło się,
rozsunęła się kurtyna z drzew, a ich
zdumionym oczom ukazała się cudowna łąka,
bajeczna, kolorowa, pełna kwiatów, motyli,
ptaków i przyjaźnie nastawionych zwierząt .
Nadina pomyślała: „Umarłam i trafiłam do
raju”. Szybko jednak ocknęła się z zadumy,
bo przed nią stanęła okropnie brzydka
wiedźma. Dziewczyna krzyknęła przerażona,
ale Jang ją uspokoił, mówiąc, że jest to
przyjaciółka jego zmarłej mamy, zielarka i
czarownica. Stara kobieta już wiedziała, po
co przyszli, obserwowała ich w swojej
czarodziejskiej kuli od czasu, gdy weszli
na jej teren, wiedziała też, że Klerton
jest już bardzo blisko i lada moment
wpadnie na jej łąkę.
- Nie ma czasu do stracenia, czarnoksiężnik
zaraz tu będzie, nie zdążycie się już
nigdzie ukryć. Jest tylko jeden sposób, by
was ocalić. Zamienię was czarodziejskim
eliksirem w zwierzęta, na przykład w dzikie
konie. Co wy na to?
- Ratuj nas – krzyknęła królewna. - Kochamy
się, ale nigdy nie zaznamy spokoju, bo
podły Klerton wciąż będzie nas ścigał,
dzikie konie to piękne i wolne zwierzęta,
będziemy mogli być na zawsze razem –
przekonywała ukochanego. Ale jego nie
trzeba było przekonywać, dla niego liczyło
się tylko szczęście i bezpieczeństwo
dziewczyny. Wiedźma wahała się jeszcze,
znała uboczne skutki czarów, wiedziała, że
jeśli miłość młodych nie jest wystarczająco
mocna, czysta i bezinteresowna, czar nie
zadziała, a oni wszyscy wpadną w łapy
okrutnego czarnoksiężnika. Nie powiedziała
im tego, miała nadzieję, że miłość zwycięży
zło. Rzekła więc:
- Pamiętajcie o jednym. Zaklęcie i eliksir
działają tylko w jedną stronę, nie ma
powrotu, a ty księżniczko będziesz mogła
jeszcze tylko raz przemówić ludzkim głosem,
sama będziesz wiedziała kiedy.
- Zgoda – krzyknęli oboje.
Czarownica czym prędzej wypowiedziała
zaklęcie i podała im do wypicia eliksir.
Czas zatrzymał się na moment, wszystko
wokół zawirowało, kula gwieździstego pyłu
otoczyła zakochanych, a kiedy zniknęła,
oczom wiedźmy ukazała się para
przepięknych, białych jak mleko rumaków.
Miały duże, błyszczące oczy, w których
odbijała się prawdziwa miłość, czułość i
oddanie. Długie, jasne włosy Nadiny
spływały teraz białą grzywą po smukłej szyi
klaczy. Nie było śladu bogactwa, przepychu.
Nie było biżuterii i drogich strojów, tylko
czyste, niczym niezmącone uczucie. Konie
spojrzały sobie w oczy, skinęły w podzięce
głowami wiedźmie i pogalopowały przed
siebie. W samą porę, bo na polanie ukazał
się czarnoksiężnik ze swoimi ludźmi.
Zapytał wiedźmę, czy nie widziała królewny,
bo tu trop się urywa, ale czarownica
przecząco pokręciła głową. Wściekły Klerton
próbował jeszcze swoich czarodziejskich
mocy, ale na nic się to zdało, odjechał
więc złorzecząc do swojego zimnego
zamczyska.
Królewska para długo szukała swojej
ukochanej córki, niestety bezskutecznie.
Stara, dobra wiedźma widziała czasem w
swojej czarodziejskiej kuli króla i
królową, którzy nie potrafili pogodzić się
ze świadomością, że skrzywdzili swoją
ukochaną córeczkę, choć przecież chcieli
dla niej jak najlepiej. Królowa płakała
ciągle i zadręczała się myślami o tym, jaki
los spotkał jej dziecko. Czarownica
ulitowała się nad udręczonymi rodzicami i
posłała do nich swoją ulubienicę, małą
papużkę, która tak długo krążyła wokół
nich, aż zrozumieli, że powinni pójść za
nią, bo wyraźnie wskazywała im drogę.
Podążyli więc za ptakiem drogą, którą
wcześniej pokonała ich córka, aż w głębi
lasu dotarli do rajskiej polany, gdzie
pasła się para przepięknych, białych koni,
a obok nich brykał mały źrebaczek. Konie
wyglądały na bardzo szczęśliwe. Nagle klacz
podeszła do nich, już wiedziała, że to jest
ten jeden jedyny raz, kiedy przemówi
jeszcze ludzkim głosem.
- To ja mamo, tato, wasza córka Nadina. To
mój mąż Jang i synek Prince. Jesteśmy tu
bardzo szczęśliwi. Nie mamy złota, ani
wspaniałego zamku, naszym bogactwem jest
miłość i wolność. Kocham was i nie mam do
was żalu, bo gdy sama zostałam matką,
zrozumiałam, że gdyby synkowi coś groziło,
zgodziłabym się na wszystko, by go ratować.
To moje ostatnie słowa, od teraz będę już
tylko koniem, ale za to jakim szczęśliwym –
powiedziała i roześmiała się radośnie.
Król z królową często zachodzili na cudowną
polanę, przytulali się do pasących się tam
koni, ona czasem czesała długą, białą
grzywę klaczy, a on bawił się z małym
źrebakiem i tak mijały im lata w szczęściu
i radości.
A jeśli chodzi o czarnoksiężnika, to
podobno źle skończył, ale jak, nikt nie
wie, bo to przecież nie o nim opowieść.
Komentarze (43)
Długie ale warte przeczytania
pięknie
pozdrawiam serdecznie :))
Pięknie dla dzieci. I świetnie że próbujesz różnych
form pisania.
Bajka wyjątkowej urody
Ps. nota bene: oprócz urody bohaterowie mogliby mieć
jakieś inne zalety np. charakteru :-)
Z przyjemnością przeczytałam :)
Pozdrawiam.
Karmarg, Turkusowa, dziękuję :*)
Miłej niedzieli :)
Świetna baśń... przeczytałam z przyjemnością :)
pięknie - wciągająca romantyczna opowieść :-)
pozdrawiam
Dziękuję za miłe słowa Waldi, Moliczko, Angel :)
Pozdrawiam serdecznie :)
Bardzo wciągająca treść :) Pozdrawiam serdecznie +++
Witaj,
wszystkiego co miłe i piękne z okazji Walentynek.
Dziekuje za pamięć re u mnie.
Pozdrawiam serdecznie.
prawdziwa bajka od początku do końca ...+++++++
Krzychno, Mily, Sotek, dziękuję za miłe słowa.
Pozdrawiam serdecznie :)
Piękna poruszająca opowieść. Po przeczytaniu kolejny
raz dochodzę do przekonania, że jednak w życiu
najważniejsza jest miłość, że tylko ona potrafi dać
szczęście i spełnienie.
Pozdrawiam
Marek
Wciągająco napisane.
Z podobaniem pozdrawiam :)